czwartek, 25 września 2014

Rozdział 11 "Potężny ród, co symbol władzy przez wieki miał,"

Rozdział 11
Hermiona po wszystkich lekcjach wróciła do swojego dormitorium. Od razu skierowała się do sypialni i położyła się na miękkim łóżku. To pierwszy tydzień szkoły, a nauczyciele już dali znać, że będzie ciężko. Jako że w tym roku kończą nauczanie egzaminami, każdy z profesorów chce, aby jego przedmiot wypadł jak najlepiej. Jeszcze nie dostali zadań domowych czy esejów do napisania, za to wszyscy uczniowie siódmego roku w Hogwarcie zobaczyli listę około pięćdziesięciu tytułów książek m.in. z obrony przed czarną magią, numerologii, transmutacji, które powinni przeczytać do końca tego semestru. Gryfonka nie zamierzała pominąć ani jednej z tych lektur. Marzyła o świetnie zdanych OWTM-ach. Nie chodziło o to, że zależało jej tylko na ocenach czy wynikach. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta wiedza kiedyś się przyda, dlatego uczyła się głównie dla siebie. Dla własnej satysfakcji i zaspokojenia ciekawości. Aczkolwiek wizja egzaminów ją przerażała. Cały czas obawiała się, że jej się nie uda, że czegoś zapomni, że czegoś nie doczyta. Bała się tego, że od tych wyników zależy jej dalsze życie. Jeżeli coś jej nie wyjdzie może nie znaleźć pracy. Wiedziała, że musi byś świetnie przygotowana do testów. Przysięgła sobie, że nie będzie marnowała czasu i postara się w pełni wykorzystać ten rok szkolny, aby potem niczego nie żałować. Nagle poczuła energię wypełniającą ją od wewnątrz. Na pewno nie będzie teraz leżeć i się lenić! Wygramoliła się z łóżka i podeszła do regału. Jej biblioteka zwiększała się z dnia na dzień, z czego była bardzo zadowolona. Z ciekawością musnęła ręką kilka nowo nabytych lektur i po długich chwilach namysłu wybrała „Eliksiry po mistrzowsku”. Gdy tylko otworzyła książkę, usłyszała donośnie pukanie w szybę. Zaskoczona wpuściła sowę do pokoju. Ptak natychmiast podleciał do biurka i dumnie wyciągnął nóżkę z przywiązanym pergaminem. Hermiona uśmiechnęła się, widząc zachowanie puchacza.
- Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak wyniosłej sowy – delikatnie pokręciła głową, odplątując zwój.
Hermiona już zabierała się za czytanie, ale przerwało jej pohukiwanie.
- Co byś chciała? – Gryfonka zaczęła zastanawiać się, kto mógłby być właścicielem tak pysznej płomykówki.
Ptak jeszcze raz wydał z siebie dźwięk i podfrunął do torby dziewczyny. Zaciekawiona Hermiona zajrzała do środka i zaśmiała się, wyjmując paczkę przysmaków dla sów. Miała zamiar pójść dokarmić zwierzątka w sowiarni, ale jak widać nie było jej to dane. Płomykówce zalśniły radośnie oczy na widok jedzenia. Gdy tylko sowa porwała w swój dziób jeden ze smakołyków, skinęła lekko głową i wyleciała z pomieszczenia. Hermiona jeszcze bardziej zaintrygowana usiadła i zaczęła czytać.

Kochana Hermiono!
Na samym początku przepraszam Cię, za przekazanie tego listu przez wyjątkowo irytującą sowę Zabiniego… Strasznie zuchwała (zresztą tak jak jej właściciel), ale nie miałem wyjścia. Muszę koniecznie zaopatrzyć się we własne zwierzątko.
Mam nadzieję, że to iż trafiłem do Slytherinu nie zmieni w żaden sposób naszych relacji! Dlatego chciałbym cię na początku zaprosić na małą imprezę zaplanowaną przez Blaise’a. Koniec pierwszego tygodnia i te sprawy. Potem już może nie być czasu! Możesz wziąć ze sobą kogo chcesz. Z tego co wiem, Lea się wybiera, dlatego serdecznie zachęcam!
Jeżeli jednak nie chcesz uczestniczyć w tej imprezie, to może udałoby mi się skusić Cię na spacer po błoniach? Co Ty na to?
Całuję ,
Jack

Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy na jej twarz wstąpił uśmiech. Mały gest, a jednak porusza. Jeszcze nikt z poza Domu Lwa nie zaprosił jej na żadną imprezę. Co prawda, nie przeszło jej nawet przez myśl, żeby brać w niej udział, a jednak cieszyła się niczym małe dziecko. Szybko zgarnęła czysty pergamin, chwyciła pióro i zaczęła pisać.

Drogi Jack!

Nie dane jej było skończyć, ponieważ sekundę po postawieniu kropki pod wykrzyknikiem, po raz kolejny tego dnia usłyszała pukanie. Ledwie otworzyła drzwi, a do jej pokoju wpadła Lea z Ginny.
- Mionka! Jak tam? – zaczęła wesoło Lea, siadając na jednym ze szkarłatnych foteli.
- W sumie całkiem dobrze. Wróciłam padnięta z lekcji, ale odzyskałam na nowo energię – uśmiechnęła się do dziewczyn.
- To świetnie! W takim razie idziesz z nami! – krzyknęła uradowana Ginny.
- Hola, hola! Dokąd? – Hermiona postanowiła trochę uspokoić rudowłosą. Najmłodsza  z Weasley’ów była zdecydowanie zbyt porywczą osobą, co notabene odziedziczyła po matce.
- Idziemy się trochę rozerwać. Chodź z nami. Trochę odpoczniesz psychicznie – zachęcała Lea.
- Mówicie o tym, co organizuje Zabini?
-Tak! Nie wierzę! Naprawdę chcesz iść?! – Ginny poderwała się z kanapy, aż Hermionie zrobiło się żal, że musi pozbawiać ją złudzeń.
- Nie. To naprawdę nie dla mnie. Właśnie miałam odpisać Jackowi, że dziękuję za zaproszenie, ale odmówię. To nie mój klimat, przecież wiecie – uśmiechnęła się delikatnie w stronę przyjaciółek. – Ale wy idźcie śmiało. Możliwe, że nie będę dzisiaj sama. Jack chyba wiedział, że nie pójdę, dlatego zaoferował jeszcze spacer, na który zamierzałam się zgodzić.
- Naprawdę? To świetnie. Lubię tego Harrisona, wydaje się być w porządku – Lea wstała, rozglądając się po pokoju. – Masz może coś do picia?
-Pewnie. Druga szafka od lewej – Hermiona uwielbiała tę cechę u Lei. Czuła się jak u siebie, jednak nigdy nie nadużywała gościnności gospodarza.
-Ale Miona pamiętaj, że musisz trochę zgrywać niedostępną. Żeby nie myślał, że uśmiechnie się do ciebie uroczo i już ma cię owiniętą wokół palca!
Ginny zawsze służyła dobrą radą. Wiedziała sporo o męskiej psychice, albowiem całe życie wychowywała się z gromadą braci. Czynnik ten bardzo wpłynął na charakter dziewczyny. Gryfonka była odważna i stanowcza. Potrafiła poustawiać ludzi, jak chciała. Jednocześnie była bardzo atrakcyjna. Przez długi czas tkwiła w miejscu zauroczona w Harrym, jednak oboje po krótkiej próbie związku stwierdzili, że „to nie jest to”. Ginny do dzisiaj się śmieje, że całowanie się z Harrym było okropne. Mówiła, że czuła się, jakby całowała brata.
- Spokojnie, zapamiętam. Ale wyobrażasz sobie mnie, zbywającą jednym słowem chłopaka, bo muszę być „niedostępna”?
Dziewczyny zaśmiały się, widząc oczyma wyobraźni taką scenerię.
- Prawda, ale czasem musisz! Kiedyś Dean mi powiedział, że chłopacy oceniają dziewczyny, biorąc pod uwagę trzy kategorię. Charakter, wygląd i właśnie dostępność. Jeżeli którekolwiek z tych kryteriów jest bardzo wysokie lecą na daną dziewczynę. Płytkie, ale mężczyźni tak patrzą – pokręciła głową z dezaprobatą najmłodsza z Gryfonek.
Zanim Hermiona zdążyła otworzyć usta, ktoś znów pukał do drzwi. Chwyciła za klamkę i do pokoju wszedł Harry. Uśmiechnął się szeroko na widok Lei, lecz szybko zszedł mu z twarzy, kiedy przypomniał sobie po co przyszedł. Zaraz za nim pojawił się Ron.
-Co się stało Harry? – zmarszczyła czoło panna Granger, widząc zaniepokojenie wymalowane na jego twarzy. Ron również stąpał w miejscu niespokojnie.
- Mamy problem, Hermiono. Dzisiaj gdy McGonagall rozmawiała z profesor Trelawney na temat systemu nauczania, wróżka miała jakby wizję. Początkowo dyrektorka zignorowała to. Wiecie, jaka jest Trelawney. Ma różne pomysły. Ale po powrocie do gabinetu czekało na nią mnóstwo sów. Wszystkie przyniosły tą samą wiadomość. Okazuje się, że inni wróżbici również zaczęli wypowiadać te słowa. Pewną przepowiednię. McGonagall postanowiła, że przekaże mi ją od razu, żebym nie był zaskoczony i aby nie powtórzyła się sytuacja jak z Dumledore’em, że trzymał wiele sekretów, znaczących sekretów, o których dowiadywaliśmy się przez przypadek. W każdym razie już dochodzę do sedna sprawy. Przepowiednia brzmi:
Potężny ród, co symbol władzy przez wieki miał,
Odzyskać, co zabrane bezwzględnie będzie chciał.
Chaos i zamęt boleśnie wprowadzą w nasz świat.
Pokonać ich może tylko z nienawiści kwiat.
Wybraniec, co ze smokami powiązanie ma
Smak miłości i zdrady po raz pierwszy zazna.
Zwinnością nabytą w Quidditchu wykaże się,
A pomoc jedynie przeciwieństwo przyniesie.
                                                                    
Wszyscy zamilkli, słysząc te słowa. Hermiona nie zdziwiła się, że chłopak od razu zapamiętał wszystko. Takich rzeczy nie trzeba powtarzać. Atmosfera wyraźnie zgęstniała. Każdy dokładnie analizował słowa, które usłyszał. Ciszę przerwał Harry.
- McGonagall mówi, że to jedna z tych „Wielkich Przepowiedni”, więc może być spełniona teraz lub za tysiące lat. Jednak słysząc słowo „Wybraniec” mam ciary na plecach – powiedział Harry, po czym opadł ciężko na fotel.
- Harry, spokojnie. Może nie o ciebie chodzi? – uspokoić chłopaka spróbowała Puchonka.
- Właśnie, Harry. „Z nienawiści zrodzony kwiat”?  Przecież twoi rodzice bardzo kochali ciebie i siebie nawzajem również – Hermiona starała się prawidłowo interpretować słowa przepowiedni.
- Też tak pomyślałem. Ale kiedy szedłem do was, usłyszałem rozmowę Prawie Bezgłowego Nicka z jakąś postacią z obrazu. Mówili, że być może to o Voldemorcie. On mnie nienawidził. Kto wie jak mogłyby się potoczyć moje losy gdyby nie to?
- Nie wydaje mi się – pokręciła głową Ginny. – Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale potężne rody teraz już praktycznie nie istnieją. Ród Blacków. Nie ma prawie nikogo o takim nazwisku, Malfoy’owie są słabi po wojnie, tak jak Greengrassowie. Z potężnych rodów kojarzę jeszcze Peverellów, ale ich już nie od tysiącleci.
- Nottowie, z tego co wiem, też się nawrócili – dodała Hermiona.
- Sam widzisz Harry, że trzeba poczekać jeszcze trochę, zanim jakikolwiek ród w dzisiejszych czasach będzie można uznać za potężny – podsumowała Lea.
- Ostatnie co należy robić, to siedzieć i się zamartwiać, aż coś się stanie. Uwierz mi, Harry – Ginny podeszła do chłopaka i położyła mu dłoń na plecach, aby dodać mu otuchy.
- Mówiłem ci – odezwał się w końcu Ron. – Ty już swoje w tym świecie odegrałeś. Teraz przyszła kolej na kogoś innego.
- Kiedyś czytałam, że w roku dwusetnym pojawiła się przypowieść jak teraz. Wielka przepowiednia. O trzech magicznych przedmiotach, potężnych przedmiotach. Insygniach śmierci. Jednak przepowiednia sprawdziła się dopiero po ośmiuset latach, Harry. Ośmiuset – podkreśliła Hermiona.- Myślę, że nie będzie nam dane oglądać tego – pokrzepiająco uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Nie będziesz mi tu siedział i się zamartwiał. Nikt z nas nie będzie – Puchonka postanowiła postawić na nogi towarzystwo. – Inaczej życie nie ma sensu. A żebyście nie siedzieli i nie myśleli o tym cały czas, idziemy wszyscy się trochę rozerwać.
Dziewczyna początkowo została spiorunowana wzrokiem. Ale po chwili Ginny zrozumiała jej przekaz.
- Lea ma rację. Co możemy zmienić, siedząc tu i się martwiąc? Poczekajmy na bieg wydarzeń. Możliwe jest, że tu nie chodzi nawet o Wielką Brytanię. To może stać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, a siedząc i dołując się nic nie zdziałamy – wstała i spojrzała na zegarek. – Za pół godziny widzę was wszystkich przed portretem Grubej Damy. Pójdziemy na tę imprezę i chociaż na chwilę zapomnijmy…
- Ja spasuję  - Hermiona delikatnie się uśmiechnęła. – Mam już plany.
Widząc pytające spojrzenie chłopaków, chciała wytłumaczyć, gdy przerwała jej Ginny.
-Nie was interes panowie! A teraz my się zmywamy, ty odpowiedz Sama-Wiesz-Komu i pamiętaj, o czym ci mówiłam! – Ginny chwyciła za nadgarstki chłopaków i wyprowadziła ich z dormitorium Hermiony. Lea tylko mrugnęła do Gryfonki i wyszła szybkim krokiem, chcąc dogonić Ginny.

Hermiona usiadła przed biurkiem. Bała się. Naprawdę bała się tego, co powiedział Harry. Miała już dość wszelkich wojen. Miała dość ofiar. Wystarczyły tylko myśli o Fredzie, Lupinie, Tonks… A ból zalewał jej ciało. Było to jedno z najgorszych uczuć. Ból psychiczny wymieszany z bezradnością. Wszyscy starali się żyć normalnie, ale wojna odcisnęła piętno na każdym, kto brał w niej udział. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy po policzku popłynęła jej samotna łza. Wytarła ją skrawkiem rękawa. To była przeszłość. Polegli na pewno nie chcieliby, aby teraz siedzieć i płakać nad ich losem. Hermiona również pragnęłaby, aby jej najbliżsi żyli dalej, byli szczęśliwi. Dlatego chwyciła ponownie pióro, aby odpisać Jackowi, że chętnie wyjdzie z nim na spacer.
~*~

Witam! 
Wiem, że teraz rozdziały pojawiają się dość rzadko, ale w najbliższym czasie nie zanosi się, żebym mogła zamieszczać je częściej. Myślę, że co dwa tygodnie powinien się pojawiać rozdział :)
Szkoła, szkoła, szkoła...
Jeszcze weekendy mam zajęte gośćmi. Eh, ciężkie życie xD
Chciałam dodać rozdział na urodziny, ale mi się nie udało. :(
Ah i wiem, że mało Draco, ale spokojnie jeszcze się doczekacie ^^
A jak Wam leci to życie? 
Całuję,
Jess

sobota, 13 września 2014

Rozdział 10 "Myślisz, że twoja krew czymś różni się od jej krwi?"



Rozdział 10
Adam przemierzał Zakazany Las szybkim, a zarazem pewnym krokiem. Cisza, przerywana jedynie odgłosem łamanych gałęzi oraz trzepotem szaty powiewającej na wietrze, zupełnie nie robiła na nim wrażenia. Nie zwracał uwagi na chłód czy na ciemność. Nie wydawał się być przestraszony, mimo że wielu nie odważyłoby się wejść tutaj w samotności o tak późnej godzinie. Wiele niebezpieczeństw mogło czaić się za rogiem, a jednak mężczyzna szedł coraz głębiej w las. Zatrzymał się dopiero, gdy doszedł do jeziora. Kilka metrów dalej już ktoś czekał na niego. Blask księżyca odbijał się w tafli wody, lecz zbyt wielkie emocje targały nauczycielem, aby podziwiać ten obraz. Posuwał się wzdłuż brzegu, stając twarzą w twarz z magicznym stworzeniem.
- Wyraźnie mówiłem, że to miał być brunet! – fuknął, zwracając się do centaura.
Pół człowiek, pół koń stał wyprostowany, nie przejmując się stanem swojego rozmówcy. Jego oczy wyrażały zdeterminowanie. Nie chciał poddawać się mężczyźnie.
- I był! Mam dość, szukaliśmy bruneta, którego nam opisywałeś i natknęliśmy się na tę dwójkę. To była idealna sytuacja. Moi ludzie głodują, nie mam więcej zamiaru przepuszczać takich okazji.
Nauczyciel prychnął z pogardą.
- Jesteście niemalże najsilniejsi w tym lesie. Znajdzie te stwory i zajmijcie się nimi.
- Myślisz, że nie próbujemy? Myślisz, że nie szukamy? – tym razem to centaur podniósł głos i zacisnął pięści. – Odkąd nie ma Dumbledora, wszystko się wali. Jeszcze trochę i zwrócę się do Hagrida, aby wpuścił tutaj więcej mniejszych zwierząt, bo wszyscy tu powymieramy. Musisz powiedzieć McGonagall o tych bestiach, inaczej nie mamy szans.
- Dobrze powiem jej. Za to chcę, żebyś złapał chociaż jedno z tych stworzeń i dał mi wtedy znać. Potrzebujemy jakiś informacji, czegokolwiek.  Nie możemy walczyć z czymś, czego nie znamy – Adam westchnął, pocierając czoło.
- Niczego nie obiecuję. Tropimy ich od jakiegoś tygodnia i nic. Wcześniej je widywaliśmy, a od wczoraj żaden z nas nie wiedział ani jednego zwierza.
- Więc ciesz się – powiedział sarkastycznie mężczyzna.- Podejrzewam, że na razie macie spokój, ale one wrócą, tego jestem pewny.
- Teraz zrobimy zapasy. Niedługo przyjdzie zima. Mam nadzieję, że te istoty nie radzą sobie dobrze w takich warunkach.
Nagle zza drzew wybiegł inny centaur, wyraźnie zaniepokojony. Gdy tylko dobiegł do tej dwójki, zwrócił się do lidera.
- Musisz jak najszybciej do nas wrócić – mówił szybko, łapiąc oddech. – Wyczytaliśmy w gwiazdach, że niedługo stanie się coś niedobrego – zerknął sugestywnie na nauczyciela, nie chcąc dzielić się z nim sekretem.
- Jak widzisz, muszę kończyć…
 – Jeszcze porozmawiamy… A co do chłopaka, to nawaliłeś i w przyszłości mi za to zapłacisz.
Nauczyciel odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę zamku, zostawiając centaury za sobą.
~*~
Rzadko kiedy w Wielkiej Sali zapadało takie milczenie, jak teraz. Dziewczęta modliły się w duchu, aby ten nieziemsko przystojny chłopak znalazł się w ich domu. Nawet stół nauczycieli wpatrywał się w nowego ucznia z zaciekawieniem. Po kilku sekundach, które dłużyły się w nieskończoność Tiara krzyknęła:
- Slytherin!
Cały stół Ślizgonów wstał klaszcząc, a dziewczyny z innych domów zrezygnowane wypuściły powietrze z płuc. Jack zszedł ze stołka i roześmiany ruszył w stronę uczniów Domu Węża. W międzyczasie zerknął na Hermionę, rzucając jej jakby przepraszające spojrzenie, na co ta odpowiedziała jedynie delikatnym uśmiechem.
- Ciekawe, jakim cudem trafił do Ślizgonów, skoro był taki miły? – Harry nie ukrywał zdziwienia. – Przecież on was uratował.
- Harry, jak widzisz, nie każdy z nich musi być zły – Hermiona starała się zatuszować rozczarowanie.
Miała ogromną nadzieję, że Jack trafi do jej domu. Zdążyła polubić tego chłopaka. I oczywiście zawdzięczała mu życie.  Teraz było tylko kwestią czasu, kiedy o niej zapomni. Nie chciała szufladkować Ślizgonów, ale naprawdę nieliczni byli w porządku wobec czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Liczyła na to, że towarzystwo Zabiniego i Malfoy’a nie wpłynie źle na Jacka, że nie zacznie wyzywać jej od szlam.
- Hermionka nie smuć się! – uśmiechnęła się do niej Kate. – Jack mi obiecał, że nieważne do jakiego domu trafi, będzie dalej się nami opiekował!
Gryfonkę poruszyły te słowa, mimo że sama nie wiedziała czemu. Kate zawsze była pełna nadziei i optymizmu, aż zarażała nimi otoczenie.
- Pewnie masz rację, Kate – uśmiechnęła się. – A teraz szybko zjedzmy coś, bo zaraz Ronald nam wszystko pochłonie – popatrzyła z naganą na przyjaciela.
- Nho… co? Ghłodnhy… jetem – wymamrotał pomiędzy kolejnymi kęsami ogromnej kanapki.
- Jak on to w ogóle mieści w ustach? – zapytała z powagą Ginny, co zaowocowało śmiechem przyjaciół i morderczym spojrzeniem jej brata.
Jack usiadł naprzeciwko Blaise i Draco.
- Czyli jednak jestem gość – wyszczerzył się do kolegów.
- No, no gratulacje – Blaise skinął głową z uznaniem. – Ale tym samym tracisz wszelkie względy u pewnej Gryfonki.
- Nie, nie wydaje mi się – Jack nałożył sobie porcję puddingu.
- A jednak – burknął Draco. – Nie kojarzę żadnej pary w historii Hogwartu ślizgońsko-gryfońskiej.
- W takim razie mam nadzieję, że ja będę pierwszy – Jack odwrócił się w stronę Hermiony i puścił jej oczko.
Dziewczyna widząc to spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
- Ja w to nie wierzę – westchnął Zabini, kręcąc głową. – Granger zachowuje się jak nieskalana dziewica…
- I co w tym dziwnego? – Draco zmarszczył czoło, spoglądając na przyjaciela.
Zabini nawet nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w oka mgnieniu obok nich pojawiły się trzy Ślizgonki.
Dafne wpakowała się pomiędzy Draco, a Blaisem, Pansy usiadła zdecydowanie za blisko Smoka, a Jack po swojej prawej stronie miał rozchichotaną Astorię Greengrass.
- O czym tak rozmawiacie? – Pansy zatrzepotała rzęsami.
- O pięknych dziewczynach. I nie, Parkinson, nie o tobie mowa – Blaise drwiąco się uśmiechnął.
Na te słowa czarnowłosa prychnęła pogardliwie i wyprostowała się, a siostry Greengrass zaśmiały się słodko.
„Zbyt słodko  pomyślał Jack, delikatnie zwiększając przestrzeń dzielącą go od Astorii.
Dziewczyny, które dosiadły się do chłopaków, owszem, były ładne, jednak brakowało im czegoś. I to na pewno nie pewności siebie. Każda z nich kilka pierwszych guzików w swojej koszuli miała rozpiętych, przez co świeciły dekoltem. Draco uważał, że to było po prostu prostackie, i może i działa, ale na takich ludzi na Weasley… Nie potrafiły zachować dystansu, ileż to razy blondyn musiał delikatnie, bo jednak kobieta to kobieta, spychać Pansy ze swoich kolan. Wiedział, że to była gra pozorów, że Pansy naprawdę nie była słodką idiotką, ale było tak po prostu było jej łatwiej.
- No Diable, jakie plany na wieczór? – Dafne znacząco uniosła brwi.
- Kotku, dzisiaj musimy iść grzecznie spać, jutro są lekcje – Zabini spojrzał na dziewczynę z miną niewiniątka.
- Oczywiście Blaise! Wpadnę wieczorem! – Dafne uśmiechnęła się, wstała i wyszła z Wielkiej Sali.
Jack pokręcił głową z niedowierzaniem.
- My też przyjdziemy!– odezwała się Pansy, podchwytując taktykę swojej koleżanki. Cmoknęła Draco w policzek i od razu wyszła, a za nią Astoria.
- To muszą być jakieś żarty – Jack spojrzał na chłopaków, jakby zaraz mieli krzyknąć „Prima Aprilis!”.
- Niestety, ciężka rola takich przystojniaków jak my – Zabini wydawał się być wyraźnie zmartwiony.
-Oj Diable, wiem, że akurat ty to lubisz – Draco zaśmiał się, czym spowodował prychnięcie przyjaciela.
-Czemu niby miałoby mi się podobać to, że mam na swoje zachcianki stado dziewczyn? – oburzył się, a następnie z uśmiechem dodał. – No dobra przyznaję się! Ale komu by się to nie podobało?!
Jack parsknął śmiechem. Od razu wiedział, że polubi tę dwójkę.
~*~
Hermiona wracała z kolacji pełna szczęścia. Wiedziała już, że Kate musiała mieć rację. Jack nie był jednym z nich. Był wyraźnie zniesmaczony lecącą na niego, jak mucha na lep, Astorią.  Hermiona nigdy nie lubiła tej Ślizgonki. Była jedną z tak zwanych „wrednych panienek”, które zawsze komentowały czyjąś fryzurę, czy ubiór. To, że Gryfonka pochodziła z mugolskiej rodziny, tylko pogarszało jej sytuację.
Dziewczyna mijała zakręt, kiedy do jej uszy dotarł głos jakiegoś chłopca.
- Hej, ty! Szlama Wanted – Hermiona poczuła jak jej ciało sztywnieje, a ręce zaciskają się w pięści. Ruszyła hardo w kierunku, z którego dobiegały ja kolejne wyzwiska.
- Nie dość, że pochodzi z mugolskiej rodzi, to już zapuszcza się do Zakazanego Lasu! Sama widzisz, że ten świat to nie miejsce dla takich ludzi jak ty…
Hermiona już wyszła zza rogu i stanęła jak wryta.
- A dla takich małych gnojków jak ty, owszem? – głos drugiego Prefekta Naczelnego był przesiąknięty lodem. – Myślisz, ze jesteś lepszy od niej? Bo co? Myślisz, że twoja krew czymś różni się od jej krwi? – blondyn powoli podchodził do młodego Ślizgona. – Jak masz na imię?
Draco Malfoy stał tyłem do Hermiony i był wyraźnie spięty. Z trudem powstrzymywał się, aby nie uderzyć, stojącego przed nim dzieciaka. Dziewczyna nie mogła się ruszyć, nie wiedząc, czy powinna jakkolwiek reagować.
-Max – wymamrotał po cichu chłopiec.
- Słucham? Mógłbyś powtórzyć, czy teraz nie masz tyle w sobie odwagi? – drwił Malfoy.
-M… Max – powiedział już głośniej.
-A więc Max, jeszcze raz zobaczę, że dokuczasz tej biednej Gryfonce, to zobaczymy, czym różni się twoja krew od innych? Czy jest, tak jak uważasz, lepsza? To samo dotyczy was! - zwrócił się tym razem do grona jedenastolatków stojących za Maxem. I uwierzcie mi, że Draco Malfoy dotrzymuje danego słowa. A teraz rozejść się! – krzyknął, a grupka Ślizgonów pobiegła prosto w stronę Hermiony.
- Dodatkowo odejmuję wam po 10 punktów - powiedziała, do mijających ją uczniów.
Wszyscy jęknęli. Draco odwrócił się i przez sekundę dziewczyna dostrzegła na jego twarzy zaskoczenie, następnie zastąpione drwiną.
- Nie przepuścisz żadnej okazji, żeby zabrać punkty Ślizgonom, prawda? – na jego twarzy zagościł drwiący uśmiech.
Hermiona prychnęła.
- Tak jakbyś ty odpuszczał Gryfonom…
Dwójka mierzyła się wzrokiem. Oczy Dracona były zimne, nie wyrażały żadnych uczuć, kiedy to Hermiona zawzięła się, że pierwsza nie odpuści. Nie da tej satysfakcji Malfoy’owi. Nie tym razem. Te kilka sekund, a może minut, przerwał im krzyk Kate.
-Dziękuję wam! – Kate podbiegła i uścisnęła blondyna. Chłopak zaskoczony spojrzał na dziewczynkę, tym samym odwracając wzrok od Hermiony. Brązowooka w duchu podziękowała jedenastolatce za ten gest, bo już dłużej nie wytrzymałaby chłodnego spojrzenia chłopaka. Chociaż w tym roku było inne. Hermiona nie potrafiła tego uzasadnić, ale było.
- Hej, nie ma za co, mała – Draco starał się nie okazywać zbyt dużo uczuć, ale ta dziewczynka potrafiła go poruszyć. Patrzyła na niego zawsze z taką wdzięcznością, że chłopaka chwytało za serce. – No już dobrze – powiedział, schylając się do niej i ocierając łzę. – On był zwykłym dupkiem.
Hermiona słysząc to sugestywnie chrząknęła. Blondyn nawet nie zdążył zareagować, gdyż Kate oderwała się od niego i pobiegła do Granger.
- Tobie też dziękuję! – krzyknęła, obejmując dziewczynę.
- Przecież wiesz, że nie ma za co – uśmiechnęła się do Gryfonki. – Chodź odprowadzę cie do dormitorium. Lepiej, żebyś się położyła. Od jutra zaczynasz zajęcia, musisz się wyspać.
Odchodząc jeszcze raz zerknęła na Malfoy’a. Chłopak stał z rękoma w kieszeni patrząc na Kate, lecz czując na sobie wzrok Hermiony, spojrzał na nią drwiną, mówiąc:
- Jeszcze się zobaczymy, Granger.
Gryfonka uśmiechnęła się z kpiną, niemal jak prawdziwa Ślizgonka.
- Na pewno, Malfoy. Jutro uwarzę znacznie lepszy eliksir.
Po tych słowach odwróciła się i poszła prosto do portretu Grubej Damy.
Malfoy stał jeszcze przez chwilę lustrując dziewczynę wzrokiem. Miała ładną sylwetkę, ale czy Jack mógł polecieć tylko na to? Miała tez ciepłe, brązowe oczy, jednak gdy tylko patrzyła na niego ich wyraz zmieniał się. Teraz szła wyprostowana, pewna siebie. Chodziła prawie identycznie jak jego matka…
Potrząsnął głową. Musi bardzo tęsknić za matką, skoro doszukuje się jej u Granger.
Gdy dziewczyny zniknęły z pola widzenia, wrócił do lochów. Musiał porządnie odpocząć.

***

No i mamy rozdział 10 ^^
Zaczęła mi się na poważnie nauka xD  Mówię Wam, że przy trzech rozszerzeniach jest co robić... Kiedy tylko mam czas piszę!
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba ;) 
Pozdrawiam gorąco, Jess <3

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 9 "Chciał mieć wszystko pod kontrolą. Jednak w Zakazanym Lesie ryzykował..."

Rozdział 9
Rozdział 9
Hermiona nie została zaskoczona podczas kolacji. McGonagall przedstawiła nowych uczniów. Kate była wyraźnie zestresowana, gdy oczy wszystkich uczniów były skierowane na nią. Nie miała pojęcia, gdzie powinna usiąść, dlatego odetchnęła z ulgą, gdy Hermiona chwyciła ją za rękę i zaprowadziła w stronę stołu Gryfonów. Kątem oka dziewczynka zauważyła, że Draco również wstawał, aby oszczędzić jej stresu. Zanotowała w myślach, że musi mu za to podziękować. Kiedy dyrektorka prezentowała Jacka, nie obyło się bez westchnień zachwytu. Chłopak zlustrował szybko Wielką Salę i poszedł usiąść obok Hermiony, na co ta zareagowała delikatnym uśmiechem.
- Nie gap się – szturchnął przyjaciela Blasie.
Draco westchnął i potrząsnął głową. Myśli kłębiły mu się w głowie. Targały nim mieszane uczucia. Brak presji ze strony ojca sprawiał, że zaczynał się otwierać na ludzi, a sam nie był pewny, czy tego chce. W jednej chwili potrafił się uśmiechnąć do Gryfonki, a w następnej czuł obrzydzenie. Nie podobało mu się to. Chciał mieć wszystko pod kontrolą.  Jednak w Zakazanym Lesie ryzykował, aby pomóc Granger czy Kate. Nie rozumiał sam siebie. Dwa lata temu nie przejąłby się nimi wcale. Po prostu by uciekł. Być może wynikało to z tego, że wcześniej zajmował się wiele czasu matką, opiekował się nią. Czuł się w obowiązku. Widząc tamte dziewczyny w potrzebie, dojrzał w nich delikatność i bezradność , którą często emanowała jego matka. Co dziwniejsze zaczął dostrzegać wiele podobieństw w Gryfonce i Narcyzie. Bardzo subtelne, a jednak stanowcze. Potrafiły poświęcić wszystko, byleby tylko uratować bliskich. Jeszcze raz zerknął w stronę stołu Gryfonów. Hermiona tłumaczyła coś Jackowi i Kate. Podniosła wzrok i ich spojrzenia spotkały się. Malfoy uniósł ironicznie brew, na co dziewczyna wywróciła oczami i odpowiedziała Potterowi.
***
Po kolacji wszyscy uczniowie rozeszli się do swoich dormitoriów.  Hermiona prowadziła Kate do dormitorium Puchonów, tłumacząc, że to tylko na jedną noc. Przy wejściu spotkały Leę.
- Hej Lea! Jak dobrze, że cię widzę! Słuchaj tu jest Kate, czy mogłabyś ją zaprowadzić do sypialni, bo ja nie bardzo mogę wejść, a profesor McGonagall powiedziała, żeby tu dzisiaj przenocowała, a jutro rano zostanie przydzielona do domu.
- Jasne, nie ma sprawy! Wszystko ci pokażę Kate!
- Dzięki – Kate szeroko się uśmiechnęła.
Hermiona również podziękowała i poszła do swojego dormitorium. Po wyjściu z łazienki niemal od razu padła na łóżko i zasnęła, nie chcąc o niczym myśleć.
***
- No Jack! W końcu mamy okazję do szczerego pogadania – potarł ręce ciemnoskóry chłopak.
- Powinienem się bać? – Jack lekko zmarszczył czoło.
-  Nic złego się nie stanie. Po prostu oddaj mi mój czerwony samochodzik!
- O co ci chodzi człowieku? – chłopak był wyraźnie zmieszany.
- Oh, no jasne, czyli zwinąłeś mi go i zniknąłeś. Typowe…
Widząc mimikę twarzy dawnego przyjaciela Blaisa, wtrącił się Draco:
- Diable, on chyba naprawdę niczego nie pamięta…
- Nie obchodzi mnie to! On pierwszy mi złamał serce – kąciki ust Blaisa powędrowały ku ziemi.
- Czekaj moment. Chodzi o taką zabawkę tak? Czerwony samochód?
- Tak! Ale nie ona jest najważniejsza, tylko żartuję. Kiedy byliśmy mali, przyjaźniliśmy się ze sobą, przynajmniej tak mi się wydaje. Jednego dnia tak po prostu zniknąłeś bez słowa i więcej cię nie widziałem… Po prostu jestem ciekawy, co się stało – streścił Blaise.
- Ja ci chyba nie pomogę. Prawie nic nie pamiętam ze swojego dzieciństwa. Jednak kojarzę samochodzik, bo kiedyś ojciec mi go zabrał. Wydaje mi się, że bardzo nie chciałem go oddawać. Posiadał miano mojej ulubionej zabawki, chociaż nie jestem pewien dlaczego.
- No cóż stary, nie ma co rozpaczać. Lepiej opowiedz, co się z tobą działo. Wydaje się, że masz całkiem ciekawą historię…
Jack nie był pewny, czy chce zwierzać się tej dwójce. Mimo że widok Blaisa, przywoływał jakieś zamazane obrazy, chłopak nie do końca im ufał.
- Ja chyba powiedziałem już wam wszystko – gładko skłamał - Na tę chwilę nie wiem, co może być istotne. Życie jak życie. Lepiej wy opowiedzcie mi coś o tej szkole. Jak to jest z tymi domami? I czemu Hermiona tak na was warczała?
- Widzisz, chłopie, tutaj od zarania dziejów istnieje konflikt pomiędzy Slytherinem, a Gryffindorem. Oczywiście tegoroczna dyrektorka, profesor McGonagall postawiła sobie za punkt honoru zjednoczyć te domy. Jednakże według mnie graniczy to z cudem.
- Zabini ma racje. Mimo że Czarnego Pana już nie ma, arystokracja wysoko się stawia. Wszyscy czarodzieje mugolskiego pochodzenia są tępieni w czystokrwistym społeczeństwie. Tego się nie zmieni. Coś co jest wpajane od najmłodszego, ciężko jakkolwiek skorygować – Draco wstał z pufa, wzruszając ramionami. – wypijesz piwo kremowe?
- Chętnie. Hermiona nie jest czystokrwista prawda? – zapytał z nutką ciekawości w głosie. Z tego co zdążył zauważyć i Blaise i Draco pochodzili z wysoko postawionych rodów. Biła od nich pewność siebie.
- Prawda. Jej rodzice są mugolami. Jednak jest uważana, za najmądrzejszą czarownicę od czasów Roweny Rawenclaw. Cóż za paradoks… Skąd wiedziałeś? – zmarszczył czoło Blaise.
 - Brakuje jej pewnych nawyków typowych dla urodzonych w szanujących się rodach – stwierdził Jack.
Draco postawił trzy kufle piwa na stoliku.
-Nie mów, że podoba Ci się wszystko-wiedząca  Granger? – powątpiewał blondyn.
- Czemu nie? – wzruszył ramionami Jack.
Blaise uśmiechnął się pod nosem.
 - Ogólnie nic do niej nie mam. Trochę się zmieniła w tym roku. Zaczęła o siebie bardziej dbać. No i ma kształty – wyszczerzy się Zabini – będzie miała branie, a ty konkurencje – szturchnął chłopaka łokciem.
Jack upił łyk piwa.
- Myślę, że wszystko jest do osiągnięcia.
- Błagam was, chyba nie będziemy rozmawiać o kształtach tej irytującej Granger – Draco oparł się w fotelu, wywracając oczyma.
- Oj blondasku, musisz przyznać, że Granger podoba Ci się, chociaż troszeczkę….
- Po moim trupie, Zabini – warknął Malfoy.
***
- POBUDKAAAAAA! – wydzierał się w niebogłosy budzik.
- Dziękuję już wstałam- warknęła Hermiona, otwierając leniwie jedno oko.
- WCALE, ŻE NIE! ZARAZ ŚNIADANIE! WSTAWAJ!
Dziewczyna zerwała się z łóżka.
-Zadowolony?! – prychnęła.
- Bardzo! Do jutra! – krzyknął na pożegnanie i wyłączył się.
Hermiona nie przepadała za tym zegarkiem, jednak trzymała go, ponieważ w budzeniu jej był niezastąpiony oraz z sentymentu. Dostała go na urodziny od Weasley’ów. Szybko ubrała się i wykonała poranną toaletę.  Po kilku nieudanych próbach okiełznania swoich włosów, upięła je w „niechlujnego” koka. Po ostatnim spojrzeniu w lustro stwierdziła, że wygląda nieźle i udała się do Wielkiej Sali.
Przy stole Gryfonów siedziało już kilkunastu uczniów. Jej uwagę przyciągnęła machająca do niej jedenastolatka.
- Ktoś cię chyba woła Granger – wyszeptał jej do ucha Blaise.
Dziewczyna wystraszyła się i odskoczyła od chłopaka.
- Zwariowałeś?! Co z tobą nie tak?! – oburzyła się i chwyciła za serce, próbując uspokoić puls.
- Nic! – ciemnoskóry uniósł ręce w obronnym geście – chciałem cię tylko poinformować…
 - Nienormalny… - mruknęła, marszcząc nos.
Draco stwierdził z niechęcią, że robi to w niemalże identyczny sposób, co jego matka.
- Cześć Mionka.
- O hej Jack! Powiedz mi, jak wytrzymałeś z tymi palantami całą noc? – zapytała rzucając wspomniany „palantom” niezbyt miłe spojrzenie.
- Granger! Ranisz! – Blaise objął swojego przyjaciela, jakby łączyli się w bólu.
- Zabini błagam cię… Tutaj są ludzie – blondyn wyślizgnął się z uścisku kumpla.
Hermiona odwróciła się. Nagle zalała ją fala wstydu. Stoi tu w wejściu, rozmawiając jak gdyby nigdy nic z parą Ślizgonów, kiedy wszyscy z niedowierzaniem przyglądają się zaistniałej sytuacji.
- O rany, idziemy stąd Jack – pociągnęła chłopaka za nadgarstek, podążając w stronę Kate, która już zajęła się jedzeniem.
Jack zdążył tylko odwrócić się w stronę nowych kolegów i unieść sugestywnie brwi.
- Patrz! Skubańcowi dobrze wyrywanie naszej Gryfonki! – oburzył się żartobliwie Zabini.
- Powoli Diable! Brzmisz jakbyś był zazdrosny – Draco szturchnął przyjaciela – poza tym od kiedy to „nasza” Gryfonka?
- Od teraz – mrugnął – Zresztą to jedyna dziewczyna z domu Godryka, która z nami rozmawia. Albo inaczej… Z którą my rozmawiamy. Reszta wiele by oddała, żeby być na jej miejscu. Musimy to jakoś wykorzystać, prawda Smoku?
- Już widzę, jak ona daje się wykorzystać. Zresztą ja z nią nie rozmawiam.
- Mnie nie oszukasz, Draco. Już dawno ci przeszło… Wiem, bo mi ona też ją przypomina…
- Serdecznie witam! – Malfoy chociaż raz był wdzięczny dyrektorce, że zabrała głos, kończąc tę niezręczną rozmowę.
- Jak pewnie większość z was już zauważyła, mamy w szkole dwójkę nowych uczniów. Proszę o wystąpienie Kate Wanted oraz Jacka Harrisona.
Hermiona zaczęła klaskać, aby dodać otuchy znajomym, a reszta uczniów podchwyciła jej pomysł.
Jack wstał, podszedł do Kate, chwycił ją za rękę i poszedł stanąć naprzeciwko McGonagall.
- Jak wiecie, co roku Tiara Przydziału jest zakładana na głowę uczniów, aby widząc ich umysł, dopasować ich do odpowiedniego domu, w którym będą się dobrze czuli. Nie znamy przypadku, w którym nasza Tiara się myliła. Dlatego proszę was teraz, abyście pojedynczo usiedli na stołku, a Tiara wykrzyknie nazwę domu, do którego zostaliście przydzieleni. Czy wszystko jasne?
Pokiwali zgodnie głowami.
- Damy mają pierwszeństwo! Panno Wanted, proszę usiąść – oznajmiła dyrektorka.
Dziewczyna podeszła ciężkim krokiem do Tiary. Nogi się pod nią uginały. Nie przejmowała się tak bardzo przydziałem, jak tym, że cała sala na nią patrzy. Wdrapała się na stołek i zamknęła oczy, czując kapelusz na głowie. Hermiona niecierpliwie stukała w blat, czekając na werdykt.
- GRYFFINDOR! – krzyknęła Tiara bez zawahania.
Kate lekko zeskoczyła ze stołka i podskokach podbiegła do Hermiony.
- Teraz proszę o zajęcie miejsca pana Jacka –Minerwa  zwróciła się do chłopaka.

Chłopak wyprostował się i usiadł, czekając na wynik… 

***

Mamy rozdział 9 po długiej przerwie!
Bardzo przepraszam za nieobecność. Remont, szkoła i tak się wszystko na siebie nałożyło...
Wiem, że rozdział nie jest zniewalający, ale obiecuję, że następny będzie dużo lepszy! Ale nic nie będę spoilerować ;X
Miłego dnia czy tam nocy Wam życzę! <3*o*