poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 8 "Gdyby wzrok mógł zabijać..."

Rozdział 8
- I wtedy usłyszałem krzyki. Pobiegłem w stronę ich źródła i spotkałem Hermionę, Kate i Draco – nie przestawał mówić Jack do swoich towarzyszy po wyjściu z gabinetu dyrektorki.
- Czyli z tymi istotami miałeś już do czynienia? – Hermiona była wyraźnie zaciekawiona.
- Tak, ale tylko w Zakazanym Lesie.
Uczniowie przemierzali pusty korytarz, aby wrócić do dormitorium. Nikt nie lubił przechodzić obok pomieszczenia, w którym spędzała większość swojego czasu Minerwa McGonagall. Zawsze wybierało się drogę na około. Jack idąc, rozglądał się, starając się zapamiętać drogę. Hogwart był największym zamkiem, jaki widział. Większy od jego domu, co dotąd wydawało mu się niemożliwe. Spojrzał na idącą obok niego dziewczynę. Hermiona w jego oczach była bardzo ładna. Szczególnie podobały mu się jej włosy. Kręcące się w każdym kierunku dodawały jej uroku. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli. Jack domyślił się, że relacje pomiędzy Hermioną, a chłopakami nie należały do najcieplejszych. Jeszcze nie udało mu się rozgryźć dlaczego, ale pracował nad tym. Chciał wiedzieć, jak się przy nich zachowywać. Jego rozmyślania przerwał czyjś głos.
- Czekaj. Jakim cudem znalazłeś Hogwart, skoro jest on tak „świetnie”  chroniony? – zapytał Malfoy, odwracając się w stronę chłopaka.
- Mówiłem już – westchnął Jack, ale powtórzył. – Dumbledore mi pomógł. Opowiem wam jeszcze raz, bo jak widać nie słuchacie – zirytował się chłopak. - Dwa lata temu, podczas gdy mój ojciec wyjechał na jedną z tych swoich „misji”, dostałem list. Zawarte w nim były wskazówki, jak uciec z domu i gdzie pójść. Na samym początku myślałem, że to kolejna próba ze strony mojego ojca. Nie raz podrzucał mi jakieś karteczki, namawiające do zrobienia czegoś wbrew jego woli. Wysyłał do Ian’a, aby zrobił coś złego. Na początku wykonywałem polecenia. Oczywiście kończyło się to przemocą ze strony ojca – Jack wzdrygnął po tych słowach. Hermiona spojrzała na niego z współczuciem, ale on kontynuował. – Potem się nauczyłem, aby nie robić nic, czego ojciec mi zabraniał. Byłem mu całkowicie posłuszny... Wracając do listu. Nabrałem podejrzeń, chociaż list był zupełnie inny. Zawierał wszystkie szczegóły. Zastanawiałem się, czy pójść według jego wskazań. Jednak decyzja została podjęta szybko, bo dzień później. Wtedy to moja mama pierwszy raz mnie uderzyła. Nigdy nie była dla mnie miła, ale to nie znaczyło, że mnie biła. Zresztą nie ma to teraz znaczenia. Zabrałem potrzebne rzeczy i uciekłem. Udałem się do mojej cioci. Tak jak wskazywał list. Zawsze mnie lubiła. Powitała mnie ciepło i zaprosiła na kolacje. Wiedziała, że przyjdę. Spędziłem u niej równo rok i dostałem kolejną sowę. Na pergaminie był napisany plan jakiejś wyprawy , krótkie wyjaśnienie, że prowadzi  do Hogwartu i podpis „A. Dumbledore”. Nie chciałem odchodzić. Było mi dobrze u cioci. Trochę jej pomagałem, ona za to uczyła mnie o magii. Pokazała mi, że muszę mieć własne zdanie i nie mogę być uległy wobec wszystkich, tak jak byłem wobec ojca. Ale wiedziałem, że muszę iść. Po prostu to czułem. Spakowałem się, pożegnałem i wyruszyłem w nieznane. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Potem pojawiły się pewne… Hmm, powikłania. Dodatkowo ludzie mojego ojca mnie znaleźli, więc musiałem uciekać. Wtedy zabłądziłem. Rok szukania i znalazłem świstoklika, który sprowadził mnie do Zakazanego Lasu. Kilka dni wędrówki i oto jestem – dokończył z uśmiechem, chociaż Hermiona wiedziała, że nieszczerym. Głos chłopaka podczas opowieści często przepełniony był goryczą i żalem.
- Dokąd idziemy? – spytał po chwili Jack, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Do naszego dormitorium. To znaczy mojego i Blaisa. McGonagall powiedziała, że zamieszkasz u nas do czasu ceremonii.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy.
- Jak to „waszego” dormitorium?
- Granger, czyżbyś nie zrozumiała? – zakpił Malfoy.
- Ale jak to możliwe? Wiem, że jesteś prefektem naczelnym, chociaż nie rozumiem dlaczego, masz swoje dormitorium, ale Blaise?! – mówiąc to dziewczyna stanęła w miejscu.
Była wyraźnie oburzona. Ręce skrzyżowała na piersi.
- Spokojnie Granger. Nie zapominaj, że to właśnie ten oto blondynek, finansował większą część renowacji Hogwartu – uśmiechnął się Zabini, następnie objął ramieniem dziewczynę, na co ta wyrwała się z objęcia i ruszyła przed siebie zdecydowanym krokiem. Oczywiście, fragment z finansowaniem odbudowy Hogwartu jej nie umknął.
- Diable, za tego „blondynka”…
- Tak, tak wiem, będę czekał w sypialni – przewrócił oczami ciemnoskóry chłopak, co zaowocowało westchnięciem Malfoy’a, przerażonym wzrokiem Hermiony i zmarszczeniem czoła u Jacka.
-  Oj Granger, nie patrz tak na mnie. Mamy duże łóżko, więc zapraszamy. Ty , Jack też się zmieścisz – dodał po chwili pełny powagi Blaise.
- Ty lepiej uważaj, bo jeszcze skorzystają – odezwał się Malfoy z udawanym przerażeniem.
Hermiona spłonęła rumieńcem, po czym starała się go ukryć, opuszczając głowę i pozwalając włosom opaść na jej twarz. Ruch ten zdążył zauważyć Jack, ale nic nie powiedział. Dziewczyna czuła się bardzo nieswojo, kiedy ta dwójka wysuwała jakiekolwiek aluzje seksualne. Nie chciała, aby Ślizgoni zauważyli jej niepewności. Primo – mogliby to wykorzystać. Sekundo – nie powinni znać, żadnej z jej słabości. Oczywiście, według Hermiony brak bliższych kontaktów z chłopakami nie był żadną słabością, ale obcy ludzie różnie to odbierali. Zresztą ta dwójka zdecydowanie nie powinna tego wiedzieć. Hermiona zapadłaby się pod ziemię.
 Po kilku minutach ciszy, przerywanej jedynie stukaniem butów o podłogę, Hermiona mruknęła pod nosem.
- Nie powinno tak być…
- A gdzie się podziała twoja tolerancja? – oburzył się Blaise.
- Nie o tym mówię… - powiedziała lekko speszona. – Jak to jest, że wy macie dormitorium tylko we dwoje? No, teraz we trzech – poprawiła się.
- Granger, naprawdę nie uważałaś? – ironizował Malfoy – Przecież Zabini ci powiedział, że finansowałem odnowę szkoły. Teraz raczej spełnia się moje życzenia – mówiąc to chłopak wyprostował się dumnie.
- Jesteście okropni…
- Na twoim miejscu uważałbym na słowa Granger – warknął blondyn – Nie zapominaj, w jakim towarzystwie jesteś.
Dopiero teraz Gryfonka zorientowała się, że otacza ją dwójka najprawdziwszych Ślizgonów.
„Nie będę się ich bała, jestem znacznie lepsza od nic. Nie mogą mi nic zrobić.” Dodawała sobie odwagi w myślach. Zresztą, wiedziała, że ani Jack ani Blaise nic by jej nie zrobili. Co do trzeciego nie była pewna, chociaż zauważyła, że ten się zmienił.
- Notabene, Granger, jak ci się wydaje, co pomyśleli uczniowie, których przed sekundą mijaliśmy? – Zabini uniósł brew.
Hermiona gwałtownie odwróciła się. Patrzyła na nich dwójka uczniów, szepczących do siebie nerwowo.
- Przecież my tylko wracamy z gabinetu McGonagall… - jęknęła żałośnie.
- Ty to wiesz, oni tego nie wiedzą – uśmiechnął się wrednie Zabini.
- Hermiona, oni cię podpuszczają. Prawdopodobnie oglądają się za nowym uczniem – Jack lekko pomasował dłonią jej plecy. Zabini i Malfoy przewrócili oczami w tym samym czasie.
- Chłopie, nie mogłeś nam dać trochę pognębić Gryfiątka – westchnął Blaise, na co Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
Mimo że Ślizgoni jej dokuczali, nie było to tak uciążliwe, jak w poprzednich latach. Wtedy to, po dosłownie każdym spotkaniu, dziewczyna wracała do dormitorium z łzami w oczach lub chęcią rozwalenia czegoś, w zależności od dnia. Teraz wszystko było na tak zwanym „poziomie”. Żaden z nich nie przekraczał granicy. Suma summarum nie było z nimi tak źle. Jak widać dojrzeli.
- Gryfiątka? – zdziwił się Jack.
- To jest zdrobnienie od Gryfonki – tłumaczyła Hermiona. – Pewnie wiesz, że w Hogwarcie istnieją cztery domy, założone przez czterech czarodziejów. Ravenclaw to dom założony przez Rowenę Ravanclaw. Zazwyczaj uczniowie tego domu cechują się niezwykła inteligencją, bystrością, miłością do książek…
- Kujoni – przerwał jej Malfoy. – Aż dziwne, że ty tam nie trafiłaś…
- No nie? – dodał Zabini. – Chociaż z drugiej strony wspomnij coś o jej honorze czy odwadze, od razu skoczy na ciebie z pazurami…
Chłopak nie omieszkał zainscenizować takiej sytuacji. Wyskoczył przed dziewczynę z rękoma przed sobą, układając dłonie jakby miał pazury.
- Nieprawda! – rozjuszyła się dziewczyna. – Zresztą nieważne… Krukonów poznasz po niebieskich barwach. Kolejny dom to Hufflepuff.
-Najgorsze z możliwych… - znów przerwał jej Ślizgon.
- Same niezdary – dodał Blaise.
- Przestańcie natychmiast! – krzyknęła dziewczyna stanowczym głosem. – A jak Jack trafi do Hufflepuffu to co? Gorszy? Jak możecie w ogóle z nim rozmawiać, skoro nie wiecie, gdzie trafi?! Wstydźcie się! A ty Blaise w szczególności. Lea się o tym dowie... Uczniowie tego domu są spokojni, uczciwi, sprawiedliwi i bardzo przyjacielscy – powiedziała już spokojniej w stronę Jacka, który wolał się nie odzywać, widząc ich kłótnie.
- Frajerzy  - podsumował Malfoy.
- Powiedziałam, żebyście przestali! – Gryfonka powoli wychodziła z siebie, na co chłopacy uśmiechnęli się do siebie, widząc, że osiągają zamierzony cel. – Kolejny dom to Gryffindor.
- Ciekawe, co tym razem nam powiesz.
Gdyby wzrok mógł zabijać, ta dwójka Ślizgonów już dawno leżałaby na zimnej posadzce.
„Oni cię tylko prowokują” uspokajała się w myślach Hermiona „ Nie daj im się”
- Gryfoni charakteryzują się męstwem, odwagą, szlachetnością…
- Są takimi troszkę ciotami. Bez urazy, Granger – Blaise posłał w jej stronę szarmancki uśmiech – Potrafią wszystko poświęcić dla innych. Nigdy nie wiedzą, kiedy skłamać. Są wiecznie prawdomówni. Brak u nich imprez. Nie mają też takiego dygu do interesów, poza bliźniakami Weasley, to muszę im przyznać. Mają braki również w sprycie. Nie potrafią się wymigać. Ah no i jeszcze jedna sprawa! – w miarę jak mówił, Hermiona oddychała coraz głębiej, aby nie wybuchnąć – Weź coś powiedz o ich honorze i dumie! Albo dodaj, że są tchórzami. Zrobią wszystko, żeby ci udowodnić, że tak nie jest. Przyznaj Granger, że mam rację – zwrócił się na końcu do dziewczyny.
- Chyba kpisz! My, Gryfoni mamy swoją dumę i honor, ale nie musimy wam niczego udowadniać! My chociaż potrafimy poświęcić coś dla bliskich. My… - przerwała, widząc głupawe uśmieszki na twarzach chłopaków.
- Dodatkowo bardzo łatwo ich podpuścić – dodał z wrednym wyrazem twarzy blondyn, zwracając się do Jacka.
- Merlinie ratuj mnie…
- Granger, nie opowiesz naszemu nowemu koledze o ostatnim z domów?
- Sami powiedzcie…
- Skoro nalegasz - Blaise lekko ukłonił się przed Hermioną - Najlepszy za wszystkich, najwspanialszy Slytherin! Ślizogni zaskoczą cię sprytem…
- Błyskotliwością – dodał Malfoy
- Inteligencją.
-Ambicją.
-Zaradnością.
-Przebiegłością.
- Oraz niesamowitą skromnością – przerwała im dziewczyna.
Jack słysząc te słowa parsknął śmiechem.
- Jeżeli twoim domem okaże się Slytherin to znaczy, że jesteś gość – poklepał go po plecach Blaise.
Przy schodach gdzie Ślizgoni i Jack mieli udać się w dół, a Hermiona do swojego dormitorium, spotkali Leę.
- Hermiona! Widzę, że się demoralizujesz – zaśmiała się blondynka. – Zabini, zostaw dziewczynę w spokoju…
- To nie tak! – oburzyła się Hermiona.
- Jasne, jasne, już ja cię znam – mrugnęła do niej Puchonka, następnie zwróciła się w kierunku Jacka – My się chyba nie znamy. Lea, miło mi.
- Jack – chłopak chwycił i pocałował dłoń dziewczyny, na co ta zarumieniła się.
- Eh – pokręcił głową Blaise. – Koniec tego czarowania. Jack, zbieramy się, bo zaraz kolacja, a po tym czeka nas długa noc. Mamy sporo do obgadania. Do zobaczenia dziewczyny!
Po tych słowach chłopcy udali się do swojego dormitorium, zostawiając przyjaciółki same. Hermiona zerknęła na zegarek.

- Do kolacji zostało pół godziny. Nie widziałaś jeszcze mojego dormitorium prawda? – Lea pokręciła przecząco głową.- Chodź, pokażę ci je. Akurat zdążymy – uśmiechnęła się Hermiona.

***

Dzisiaj taki lekki rozdział :x
No i nowy szablon :D Jak Wam się podoba? Teraz jest pobrany z szabloniarni, ale postaram się o swój własny, żeby w pełni oddać charakter bloga ;)
Pozdrawiam :D

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 7 "...to jasne. Chociaż potencjalnie problematyczne"

Rozdział 7
- Mam nadzieję, że nic złego jej się nie stało – powiedziała Lea ze zmartwioną miną.
- Podobno Malfoy też jest w Skrzydle Szpitalnym. Liczę na to, że nasza Miona nic mu nie zrobiła – Harry lekko przyspieszył kroku. Skręcając w prawo spotkali Ginny i Blaisa. Rudowłosa podbiegła do przyjaciół i objęła ich.
- Dzięki Merlinie, że jesteście cali. Ja nie wiem, co się stało z Hermioną. Szliśmy z nią. Praktycznie cały czas była z nami i nagle zniknęła. Tak po prostu. Powinnam jej była bardziej pilnować… Wiecie co się stało? Bo z tego co słyszałam to znaleźli tę dziewczynkę. No i Malfoy też tam leży tak? – Ginny wyglądała na szczerze zmartwioną.
- Spokojnie Wiewióro, zaraz się wszystkiego dowiemy, ale chodźmy już – przewrócił oczami Ślizgon, wyraźnie się niecierpliwiąc.
Uczniowie zgodnie skinęli głowami i poszli odwiedzić przyjaciół. W drzwiach minęli się z wychodzącym z sali ciemnowłosym chłopakiem. Blaise obejrzał się za nim i zmarszczył czoło. Harry zauważając to, nic nie powiedział. Jego relacje ze Ślizgonami, mimo że już „cieplejsze” nie opierały się na wtykaniu nosa w nieswoje sprawy. Chłopcy widząc się, skinęli głowami czy wymienili krótkie „cześć”, czasem zapytali z grzeczności, co słychać, ale nic poza tym.
Po wejściu do skrzydła szpitalnego dziewczyny poczuły niemałą ulgę, widząc żywo rozmawiającą Hermionę z jakąś dziewczynką. Lea niemal natychmiast podbiegła do łóżka przyjaciółki i uściskała ją. Zaraz po niej przyszła kolej na Ginny i Harry’ego.
- Hermiona, przepraszam Cię! – Ginny jeszcze raz przytuliła Gryfonkę, czując się winną. – Ja nie wiem, kiedy spuściliśmy cię z oka…
- Spokojnie, Ginny. Przecież to nie twoja wina. Prawdę powiedziawszy ja sama nie wiem, jak udało mi się was zgubić. Rozumiem, że wszyscy jesteście cali? Żadnych trudności?
- Mnie i Zabiniego dopadły centaury, ale na szczęście profesor Weast zjawił się w odpowiednim momencie. Chciały nas chyba zjeść, bo brakuje zwierzyny. Nie wiem, o co chodziło. W każdym razie nic się nie stało.
-  My z Leą nie mieliśmy żadnych problemów. Gdy zobaczyliśmy napis, od razu wróciliśmy do Hogwartu.
- To świetnie. Ginny potem koniecznie musisz mi opowiedzieć więcej o tych centaurach – poprosiła Hermiona z błyskiem w oku. – A to jest Kate. Dziewczynka, której szukaliśmy.
- Eee… Cześć – powiedziała cichutko speszona blondynka.
- Hej Kate. Jestem Lea. A to Ginny i Harry, pewnie o nim słyszałaś – uśmiechnęła się Puchonka.
- Oczywiście – pierwszoklasistka podniosła nieśmiało wzrok na dziewczynę.
- Ojejku, ale ty masz śliczne oczy! Takie błękitne i głębokie – zachwyciła się Lea.
- Tylko się nie zakochaj – mrugnął do niej Zabini.
- No przestań, Diable – zaśmiała się, patrząc na niego z politowaniem.
Lea i Blaise poznali się w połowie  wakacji. Oboje zwiedzali Bułgarię ze swoimi rodzicami. Niesamowitym zbiegiem okoliczności okazało się, że uczestniczyli w tej samej wycieczce turystycznej dla czarodziejów. Dziewczynie spodobały się błyskotliwe i zarazem zabawne komentarze Ślizgona. Mieli bardzo podobne poczucie humoru. W oka mgnieniu polubili się. Wprawdzie początkowo ich znajomość miała charakter romansu, ale oboje zdecydowali, że „to nie to”. Po powrocie do Anglii kontakt przetrwał i zostali przyjaciółmi. Hermiona dowiedziała się o tym dopiero ostatniego dnia sierpnia, ale nie miała nic przeciwko. Bała się, że Ślizgon chce oszukać w jakiś sposób blondynkę, ale szybko wyzbyła się obaw.
- SMOKU POBUDKA! – Blaise skoczył na łóżko przyjaciela.
- Wal się, Diable… - mruknął Malfoy, naciągając jeszcze bardziej na siebie kołdrę.
- I tak mnie kochasz.
-Jasne, moja miłość nigdy nie wygaśnie – warknął Malfoy. – Szczególnie doceniam cię w takich momentach. Kiedy zapominasz, że ciężko chory musi odpoczywać.
- Oj no nie przesadzaj. Nasza kochana Pani Pomfrey powiedziała, że idziesz dzisiaj na kolację, więc nie może być z tobą aż tak źle. Mniejsza z tym – dodał, kiedy zauważył, że Gryfoni zaczęli rozmawiać między sobą. – Widziałeś tego chłopaka? Tego, który wychodził stąd przed sekundą?
- Taaa… Jack. Podobno uratował mi życie. I co z nim? – Draco podniósł się, zaciekawiony przyciszonym głosem przyjaciela.
- Znam jego rodziców. To znaczy znałem, bo teraz kontakt się urwał. Jak miałem 5 lat to się z nim często bawiłem…
- No i co z tego? Przecież bawiłeś się z wieloma osobami… - przerwał blondyn, przewracając oczyma.
- Słuchaj mnie i daj skończyć – zirytował się Blaise, po czym kontynuował przyciszonym tonem. – Z tego co pamiętam, to bardzo się lubiliśmy. Zadawaliśmy się ze sobą rok, a potem zniknął. Tak po prostu. Najciekawsze jest to, że zniknął również ze wszystkich zdjęć. Na początku byłem zmartwiony, ale potem zapomniałem. Do czasu przeprowadzki. Pod łóżkiem, rok po zaginięciu Jacka, znalazłem wspólne zdjęcie. Nie mam pojęcia, jak się tam znalazło, a tym bardziej dlaczego nie zniknął z tego zdjęcia. Dwa lata później nie wiem jakim cudem, ale na ulicy Pokątnej, niedaleko Śmiertelnego Nokturna zobaczyłem ich rodzinę. Podbiegłem do nich, mimo że trochę mnie przerażali. Jego matka miała na sobie czarną, wyszukaną pelerynę i duży kapelusz zakrywający twarz. Ojciec miał przerażająco zimną surową minę. Pod ręką trzymał Jacka. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo dawno go nie widziałem. Jack wyglądał na wystraszonego. Podbiegłem do niego i przywitałem się. On tylko chwycił rękę mamy i powiedział, że mnie nie zna. Zezłościłem się na niego, bo tyle razem się bawiliśmy, a on mnie nie pamiętał?! Krzyknąłem, że jest straszny i ma mi oddać czerwony samochodzik, który wcześniej mu pożyczyłem. Oczywiście przyciągnąłem tym samym uwagę mojej mamy, która mnie zawołała, ale ja tam dalej stałem. Zadziwiająco dobrze zapamiętałem oczy Jacka. Po usłyszeniu o zabawce pojawiły się jakieś, że tak to nazwę, iskierki. Nie patrz tak na mnie, to było dziwne! Tak jakby toczył wewnętrzną walkę. Wtedy odezwał się jego ojciec. Niskim głosem rozkazał Jackowi przestać ze mną rozmawiać i wszedł na Śmiertelnego Nokturna. Nigdy nie odzyskałem czerwonego samochodziku…
- Zabini… Brak mi słów…
- Mnie też to boli. Ale teraz mam szanse dopaść łotra! – powiedział z dumą.
- Kogo już chcesz dopadać? – zaśmiała się Lea, siadając obok chłopaka.
- Pottera oczywiście! Cholerny drań ukradł mi ciebie.
- Zabini staczasz się… Żeby Potter ci zabrał dziewczynę – cmoknął Malfoy.
- Prawda?! Też nie mogę w to uwierzyć! – Blaise udał oburzenie. – pewnie dlatego, że to Puchonka…
Lea już miała powiedzieć coś, o jego głupich stereotypach, ale gdy tylko otworzyła usta, odezwał się Zabini.
- No przecież żartuję – uśmiechnął się wrednie, następnie uniósł brew do góry – A co ty taka agresywna?
- Po prostu nie daję sobą pomiatać – uścisnęła dłoń chłopaka.
- I prawidłowo – skomentował, wyrażając aprobatę.
 Draco stwierdził, że tej dziewczyny chyba nie da się nie polubić. Diabeł już wcześniej wspominał mu, że spotkał jakąś nową dziewczynę z Hogwartu, ale Malfoy myślał, że to będzie po prostu przelotny romans. Teraz patrząc na nich, uważał, że nawet pasują do siebie i nie wie, co było powodem ich rozstania.  Jego przemyślenia przerwała pani Pomfrey.
- Wszystkich oprócz chorych proszę o wyjście ze skrzydła! – krzyknęła, wyraźnie oburzona ilością osób przebywających w Skrzydle Szpitalnym.
- Ależ proszę pani… - zaczął Blaise, niezwykle miłym tonem głosu.
- Żadnego ale!
- Ale tam nie było „ale”…
- Nie pyskuj Zabini, tylko zabieraj się stąd – powiedziała ostro wskazując drzwi.
- Już idę. Złamała mi pani serce… - Blaise udał, że ociera łzę i wyszedł ze spuszczoną głową.
W ślady za nim wyszli przyjaciele Hermiony, obiecując, że wpadną po nią na kolację.
***
 Po przyjęciu leków Hermiona położyła się z zamiarem przespania się jeszcze chwilę, bo po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego będzie miała mnóstwo pracy. Musi odrobić zaległości z dwóch dni nieobecności w szkole. Niestety nie mogła się skupić na nauce, ponieważ uciekały jej myśli. Kierowały się w stronę słów Ślizgona. Wiedziała, że nie powinna, ale jej okropna ciekawość zwyciężyła i podsłuchała rozmowę Zabiniego i Malfoy’a. Blaise mówił, że zna Jacka, ale Jack nie pamięta Blaise’a. Była w 100% przekonana, że maczali w tym palce rodzice chłopaka. Tylko dlaczego mama i tata Blaise’a nic z tym nie zrobili? Przecież musieli się zorientować, że rodzina Harrison nagle zniknęła. Hermiona znała zaklęcie Oblivatte i jego skutki. Najprawdopodobniej zostało ono rzucone na Jacka. Jednak niezbyt starannie. Musiał być mocno związany z zabawką Zabiniego, skoro na wzmiankę o niej, dostał przebłysków pamięci. Rodzice Jacka mieli zamiar odciąć go od przeszłości, to jasne. Chociaż potencjalnie problematyczne... Harrisonowie uciekli od Zabinich i wyraźnie nie chcieli mieć z nimi jakichkolwiek kontaktów. Skoro rodzice Blaise’a nie zareagowali to być może im też usunięto wspomnienia. Dlaczego w takim razie Diabeł je posiadał? Nagle Gryfonka wpadła na inne rozwiązanie. Może te dwie rodziny po prostu się pokłóciły. Nie chcieli mieć ze sobą nic wspólnego. Rodziców Jacka ta sprzeczka musiała bardzo dotknąć, gdyż rzucili zaklęcie Oblivatte na syna. Tak to miało większy sens. Hermiona stwierdziła, że dowie się wszystkiego po usłyszeniu historii Jacka. Z tą myślą udała się w objęcia Morfeusza.
***
- Jestem tego absolutnie pewien – powiedział już wyraźnie zirytowany chłopak – wezwała mnie pani, ażeby wątpić w moje zdrowie psychiczne?
- Proszę się uspokoić panie Harrison. To po prostu jest bardzo nietypowa sytuacja – spokojnym głosem odezwała się dyrektorka, następnie odwróciła się w stronę obrazu – Fineasie proszę sprowadź tutaj Dumbledore’a.
- Ależ oczywiście Minerwo – po tych słowach postać zniknęła.
- Oh nareszcie. Może słowa Dumbledore’a panią przekonają.
  - Panie Harrison proszę odnosić się z szacunkiem. Jeżeli ma pan zostać uczniem Hogwartu…
- Przepraszam pani dyrektor, ale cała sytuacja jest dla mnie nie dość, że niekomfortowa, to dodatkowo dotykamy bardzo delikatnego tematu.
- Ja wszystko rozumiem, ale proszę trzymać emocje na wodzy.
- Dobrze, przepraszam…
- Ależ emocje nie są niczym złym, chyba że ktoś nie potrafi nad nimi zapanować – wesoły głos dawnego dyrektora Hogwartu przerwał ciszę. – Witam cię Minerwo, witaj Jack.
Chłopak rozglądał się po pokoju szukając staruszka. Ze zdziwieniem zatrzymał wzrok na poruszającym się obrazie Albusa.
- To pan?  Nie mógł pan przyjść osobiście? – zapytał z lekkim wyrzutem.
- Widzisz chłopcze, niestety nie mogłem.
- Dlaczego? – błyskawicznie zapytał Jack.
- Ponieważ nie żyję, chłopcze. Od roku już mnie nie ma na tym świecie.
- Ja… przepraszam. Nie wiedziałem – chłopakowi zrobiło się niezwykle głupio, ale skąd miał wiedzieć?
 - Oczywiście, ze nie wiedziałeś! Nie masz się czym martwić – odrzekł wesoło Dumbledore – Teraz chciałbym, żebyś jeszcze raz opowiedział całą historię d początku. Tylko najpierw Minerwo zawołaj tutaj pannę Granger, pana Malfoy’a i pana Zabiniego. Nie chcemy, żebyś musiał powtarzać 5 razy.
- Jest pan pewien, panie profesorze? – zapytała z nutką wątpliwości McGonagall.
- Minerwo, zaufaj mi – uśmiechnął się życzliwie do kobiety.
Dyrektorka westchnęła,wyszła z gabinetu i wysłała po trójkę uczniów pierwszego napotkanego Krukona. Do gabinetu weszli już po piętnastu minutach.
- Czy coś się stało, pani profesor? – zapytała Hermiona na wstępie.
- Nic takiego. Chcę, żebyście wszyscy usiedli i posłuchali – wymawiając te słowa, machnęła różdżką i przywołała trzy krzesła.
- Witam was – orzekł Dumbledore.
Uczniowie zdziwili się słysząc byłego dyrektora i poszuli zrokiem jego obrazu, Gdy już wszyscy na niego patrzyli, starzec kontynuował.
 – Jesteście zapewnie niezwykle ciekawi, skąd wziął się tutaj Jack. A więc chłopak, tak jak wy, w wieku jedenastu lat dostał list ze szkoły. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, dlatego kontynuowaliśmy wysyłanie zaproszenia. Kiedy do jego domu wpadło około dwustu listów, dostaliśmy odpowiedź. Państwo Harrison nie wyrazili zgody na naukę ich syna w Hogwarcie. Zamiast tego ich dziecko będzie miało indywidualne lekcje w domu. Starałem się skontaktować z nimi. Niestety bezskutecznie. Rzadko kiedy czarodzieje decydują się na edukację domową. Zazwyczaj jest to niebezpieczne. Cały rok pamiętałem o sprawie. Dowiedziałem się, gdzie mieszkają państwo Harrison i udałem się z odwiedzinami. Teleportowałem się przed wielki dom. Był naprawdę ogromny. Podejrzewam, że pomieścił by setkę czarodziejów. Jak przystało na kulturalnego człowieka, zapukałem do drzwi. Otworzył mi trzynastoletni chłopak. Był nadzwyczaj schludnie ubrany, jakby spodziewał się gości. Wpuścił mnie na korytarz i poszedł po właścicieli domu. Muszę przyznać, że już na wstępie dom odznaczał się wyszukaną elegancją. Podziwiałem niezwykłe kwiaty w wazonie, kiedy to usłyszałem dziwne dźwięki. Ktoś był wyraźnie zdenerwowany. Osobiście podałbym mu dropsa na uspokojenie, ale mnie nikt nie spytał o zdanie…  - westchnął. -Nawet pan Harrison nie raczył mnie przyjąć. Wysłał do mnie tego chłopca z wiadomością, że jest zajęty i nie może rozmawiać. Wychodząc usłyszałem jeszcze trzask tłuczonego szkła, a następnie krzyk – Dumbledore w tym momencie zmienił ton głosu – „Jak śmiałeś mój synu?!”
Jack lekko poruszył się na krześle. Hermiona zerknęła w jego stronę. Chłopak znacznie zbladł. Z całą pewnością pamiętał ten incydent, nie należał on do najprzyjemniejszych…
- Po czym zostały mi przed nosem zatrzaśnięte drzwi – kontynuował Albus z oburzeniem – Jack pamiętasz może tego chłopaka?
- Pamiętam – westchnął - Był moim najlepszym przyjacielem.
- Pfff – prychnął Blaise, ale nic nie powiedział.
Harrison spojrzał na niego z zapytaniem w oczach, ale ciemnoskóry odwrócił wzrok.
- W każdym razie to Ian. Nie potrafi czarować. Zawsze pomagał mi z ojcem. Dzięki niemu w późniejszym czasie wiedziałem, jak zachowywać się przy tacie… Nauczył mnie pozytywnie patrzeć na świat.
Były dyrektor zerknął na uczniów. Każdy z nich miał zupełnie inny wyraz twarzy. Hermiona szukała czegoś w głowie. Trawiła informacje. Nagle lekko potrząsnęła głową z powątpiewaniem i oczekiwała dalszej części historii. Zabini był wyraźnie zainteresowany oraz lekko zdenerwowany.  Nerwowo poprawiał włosy, aby zająć czym ręce. Malfoy natomiast zerkał na Jacka niedowierzając.  Jednocześnie w jego oczach pojawiło się cos na kształt zrozumienia.
„Tak” pomyślał Dumbledore „ Ten chłopak zna to doskonale…”






****

Tadaam. Mamy rozdział 7!
 I blog ma już miesiąc *.* to mój rekord xD Zazwyczaj kończyłam pisać po tygodniu, max. dwóch :d
Co mogę Wam napisać? Mam nadzieję, że się podobało :D
A wakacje tak szybko uciekają ;_; Wam też?
Pozdrawiam!