wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 15 "Co było praktycznie niemożliwe, bo on miał jej różdżkę"

Rozdział 15
Gdy Snape wszedł do sali, wszyscy uczniowie siedzieli już na swoich miejscach. Hermiona siedziała pomiędzy Harrym i Ronem, szturchając ich, aby przestali rozmawiać. Chciała się maksymalnie skupić na lekcji, żeby chociaż na chwilę uciec od swoich problemów.
- Dzisiaj macie uwarzyć eliksir Euforii – profesor bez zbędnych wstępów przeszedł do lekcji - Ktoś może wyjaśni  na czym polega jego działanie?
Ręka Hermiony wystrzeliła ku górze. Bardzo chciała zdobyć kilka punktów dla Gryffindoru.
- Malfoy?
Gryfonka odwróciła się w stronę wywołanego chłopaka i spiorunowała go wzrokiem. Czy to zawsze musiał być on? Nie dość, że upokorzył ją dzisiaj rano przed całą szkołą, miał jej różdżkę i musiała udawać przed Mcgonagall, że go lubi, to jeszcze nie dawał jej szansy wykazać się podczas zajęć. Zacisnęła dłonie. Nie da mu się.
- Eliksir Euforii to silny eliksir, który powoduje nagły przypływ euforii. Jest silnie uzależniający. Co więcej ma kilka skutków ubocznych takich jak ciągłe śmianie się, czy chęć chwytania ludzi za nosy – Ślizgon odpowiedział na pytanie nauczyciela pewnym tonem.
- Bardzo dobrze, pięć punktów dla Slytherinu.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Czując na sobie czyjś wzrok szybko omiótł klasę spojrzeniem. Jego oczy odnalazły Granger, która sprawiała wrażenie, jakby chciała rzucić na niego jakąś klątwę. Co było praktycznie niemożliwe, bo on miał jej różdżkę. Jego uśmiech pogłębił się.
- Czekacie na specjalne zaproszenia, czy co? – warknął Snape na uczniów. – Bierzcie się do roboty.
Wszyscy natychmiast przywołali odpowiednie składniki i zaczęli postępować zgodnie z instrukcją w podręczniku. Hermiona do wszystkiego się przykładała, żeby dostać najwyższą ocenę. Skoro Snape nie pozwolił jej się wykazać odpowiadając na pytanie, pokaże mu, że jest dobra, warząc świetny eliksir. Kątem oka zerknęła na Rona, który nieudolnie próbował pokroić pancerzyki chitynowe.
  - Ron – westchnęła. – Zdajesz sobie sprawę, że nie trzeba ich kroić?
Chłopak spojrzał na nią zdumiony, po czym jeszcze raz prześledził instrukcje w podręczniku.
- O rzeczywiście! Dzięki, Miona – uśmiechnął się do niej serdecznie, ale mina szybko mu zrzedła, gdy porównał kolor swojego wywaru z wywarem dziewczyny.
Nagle Hermiona stanęła jak sparaliżowana i zbladła. Zajrzała jeszcze raz do podręcznika.
Zamieszaj swój wywar, wykonując 5 obrotów różdżką zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Ale ona nie miała swojej różdżki! Już chciała pożyczyć od Rona bądź Harry’ego, gdy przerwał jej głos profesora.
- Jeszcze jedno słowo przy stoliku Złotego Trio i wszyscy dostajecie po Trollu za podpowiadanie.
„Tylko nie to” jęknęła w myślach. Rozejrzała się. Wszyscy już machali różdżkami nad swoimi kociołkami. Zrobiło jej się słabo na myśl o gorszej ocenie. Z pomocą przyszła jej dyrektorka.
- Przepraszam, że przepraszam Severusie, ale potrzebuję na sekundę Ciebie, pana Pottera i pana Weasley’a.
Hermiona jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyła się na widok nauczycielki. Gdy wyszli z klasy dziewczyna szybko omiotła wzrokiem ławkę. Kolana się po nią ugięły, kiedy zorientowała się, że jej przyjaciele wzięli ze sobą różdżki. Z trudem przełknęła ślinę, wyprostowała się i po raz kolejny tego dnia podeszła do złodzieja różdżek.
- Malfoy! Potrzebuję mojej różdżki!
- A co mnie to obchodzi? – Ślizgon leniwie podniósł wzrok.
Hermiona wzięła głęboki wdech i zacisnęła dłonie w pięści. Nie chciała się unosić, tym bardziej, że profesor mógł wrócić do sali lada chwila.
- Malfoy, proszę, czy mogłabym odzyskać swoją różdżkę? Chciałam dokończyć eliksir – powiedziała najmilszym tonem, na jaki było ją stać w danym momencie i z trudem uniosła kąciki ust, siląc się na uśmiech.
Blondyn w końcu spojrzał na nią z wyraźnym rozbawieniem w oczach. Naprawdę odpowiadała mu sytuacja, kiedy to najbardziej dumna uczennica Hogwartu musiała go o coś prosić. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, drzwi gwałtownie się otworzyły.
Snape błyskawicznie omiótł salę lodowatym spojrzeniem, zatrzymując się na Granger. Hermiona zamarła, kiedy profesor bez słowa podszedł do jej ławki i obejrzał dokładnie wywar w jej kociołku. Mimika jego twarzy nie zdradzała żadnych emocji.
- Panno Granger, czy można wiedzieć , co znajduje się w pani kociołku?
- Chciałam uwarzyć eliksir euforii – wymruczała pod nosem.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. To coś nie nadaje się do żadnego eliksiru, już dawno wywar powinien być zamieszany. Zdaje sobie pani z tego sprawę?
- Tak, panie profesorze – powiedziała, patrząc na czubki swoich butów.
- A jednak nie zrobiła pani tego. Zamiast skupić się na lekcji, wolała pani podejść do pana Malfoy’a. Ja rozumiem, że może pani go darzyć uczuciem, zapewne bardzo głębokim, ale myślę, że mogło to poczekać do końca zajęć. Odejmuję pani 30 punktów, dostaje pani szlaban oraz Okropny za eliksir. Zawiodła mnie pani. Teraz proszę wrócić na swoje miejsce.
W klasie panowała absolutna cisza. Hermiona stała jak wryta. Nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Czuła się koszmarnie. Na samą myśl o ocenie przechodziły ją ciarki. Czuła na sobie pocieszający wzrok Harry’ego i Rona, ale tak naprawdę nic nie było w stanie jej teraz pocieszyć. Nie zasłużyła na Okropny. Jej eliksir był bardzo dobry. Gdyby tylko zmieszała go w odpowiednim momencie… Poczuła, jak ogarnia ją fala wściekłości. Podniosła wzrok na blondyna. Chłopak, jak gdyby nic się stało, rozmawiał z Zabinim. W momencie, gdy otworzyła usta, żeby rzucić kilka „ciepłych” słów Ślizgonowi, zadzwonił dzwonek. Wszyscy uczniowie obecni w sali wstali i zaczęli zbierać się do wyjścia. Gryfonka podeszła do swojej ławki i drżącymi dłońmi chwyciła podręcznik do eliksirów i schowała go do torby. Chciała jak najszybciej wydostać się z tej klasy. Nie mogła uwierzyć, że głupie docinki Ślizgonów wpłynęły na jej oceny. Koniec z miłymi rozmowami. Malfoy właśnie przekroczył granice.
Gdy wyszła z klasy, blondyn stał naprzeciwko drzwi nonszalancko oparty o ścianę. Wiedział, że teraz Gryfonka jest wściekła i będzie musiał wszystko rozegrać bardzo mądrze. Dziewczyna podeszła do niego i zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, poczuł palenie w prawym policzku.
- JAK ŚMIAŁEŚ?! – krzyknęła szatynka.
Ignorując wrzaski, Draco zamknął oczy i policzył w myślach do 10, żeby się na nią nie wydrzeć. Spodziewał się podobnej reakcji. Całe szczęście, że nie było świadków. Gdy je otworzył, dziewczyna wciąż na niego wrzeszczała z wypiekami na twarzy. Miał tego dosyć. W jednej sekundzie to Granger znalazła się pod ścianą, a on ściskał jej nadgarstki nad głową.
- Nigdy więcej tego nie rób. – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Bardzo walczył ze sobą, żeby nie dorzucić na końcu słowa „szlamo” , jednak dotrzymał obietnicy złożonej samemu sobie, że już nigdy nikogo nie obrazi tym słowem. Chociaż tym razem, aż samo ciśnie się na język.
- A ty mnie puszczaj, Malfoy – mówiąc, patrzyła intensywnie w jego stalowe tęczówki.
Chłopak musiał głęboko oddychać, żeby być spokojnym. Chwilę później rozluźnił uścisk, odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić w swoim kierunku. Nie zamierza tracić nerwów na tę głupią dziewczynę, która jeszcze go uderzyła. Był świadomy tego, że to on ma jej różdżkę, a tym samym to on ma władzę. Najwyraźniej Granger jeszcze tego nie pojmowała.
- Malfoy, masz natychmiast oddać mi moją różdżkę!
Blondyn zmarszczył czoło i odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Chyba sobie kpisz. Po tym całym cyrku nie ma o czym mówić. – zdawał sobie sprawę, że Gryfonka jest zbyt uparta, żeby mu tak po prostu odpuścić i się poddać, ale w tej chwili był na nią zbyt wściekły, żeby jakkolwiek dyskutować.
Widział, jak dziewczynie z trudem przychodzi opanowanie się. Ręce jej się trzęsły, a twarz płonęła. Wyglądało to komicznie, biorąc pod uwagę fakt, że była od niego dużo niższa i zapewne wszelkie próby podjęcia walki, skończyły by się jej porażką. Na myśl o atakującej go Granger jeden z kącików jego ust uniósł się w ironicznym uśmiechu. W odpowiedzi na ten gest Gryfonka chwyciła się za głowę, klnąc pod nosem.
- Oj, nie przystoi tak się wyrażać najlepszej uczennicy Hogwartu. – Malfoy nie mógł się powstrzymać.
- Po prostu oddaj mi tę różdżkę. – westchnęła zrezygnowana.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Teraz zaczyna się gra.
- Granger, nie jesteś głupia. Wiesz, że w życiu nie ma nic za darmo. – chłopak wyjął z kieszeni jej różdżkę i zaczął ją obracać w dłoni. – A ja wiem, że bardzo ci zależy na tej różdżce, więc zawrzyjmy umowę.
Dziewczyna na te słowa spojrzała na niego nieufnie.
- Oddam ci twój skarb, a w zamian za to chcę, żebyś spełniła moje trzy prośby. – Draco świadomie użył słowa „prośba”, wiedział, że dzięki temu ugra więcej. – Trzy to podobno magiczna liczba, więc pomyślałem, że ci się spodoba. – na te słowa Gryfonka prychnęła.
- Słucham, Malfoy – powiedziała, mrużąc groźnie oczy.
- Posiadam całkiem sporą liczbę galeonów, ale niestety nie wszystko da się kupić. Ja chcę sekretów. To moja pierwsza prośba, Granger. – dziewczyna już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją ruchem ręki. – Daj mi skończyć. Chcę twojego jednego sekretu. I żebyś nie myślała, że interesuje mnie twoje życie prywatne, od razu przejdę do prośby numer dwa. A mianowicie chcę internetu. Słyszałem, że jest to źródło wielu informacji, a zresztą nie muszę ci się tłumaczyć.  I właśnie po to mi twój sekret. Ty wiesz o moim mugolskim sekrecie, dlatego najlepszą metodą, żebyś trzymała język za zębami, jest poznanie jakiejś twojej tajemnicy. Dzięki temu będziemy oboje spokojnie spać. A ostatnie czego chcę to hasło do pokoju wspólnego Gryfonów.
Blondyn skończył i spojrzał na swoją rozmówczynie. Miała zaciśnięte wargi, a jej oczy nie zdradzały żadnych emocji.
- Malfoy, to poważne pytanie. Czy ty postradałeś zmysły?
- Spodziewałem się takiej reakcji. Dlatego możesz pożegnać się ze swoją różdżką. - mówiąc to, schował ją z powrotem do kieszeni. Odwrócił się tyłem do Gryfonki z zamiarem odejścia i jakby od niechcenia dodał – A i żeby ci nie przyszło do głowy iść z tym do profesorów, bo ja im powiem o twoim Cofundusie i książkach, które zniknęły z działu ksiąg zakazanych.
Hermiona stała w miejscu jak spetryfikowana. Patrząc w oczy chłopaka, wyczytała jedno. Nie odda jej tej różdżki, jeśli ona nie zgodzi się na jego „prośby”. Westchnęła. On był nienormalny. I po co mu był internet?
- Czy ja widzę wahanie w oczach „dzielnej” Gryfonki? – zakpił Draco.
Dziewczyna szybko wymieniła w głowie wszystkie wady i zalety tego układu. Ale czy tak naprawdę mogła się nie zgodzić? Zbyt przywiązała się do swojej różdżki, żeby teraz musieć ją zmieniać. Ta różdżka towarzyszyła jej podczas pierwszych kroków w świecie magii.
- Granger – przerwał jej rozmyślania. – Nie mam całego dnia. Umowa stoi?
- Nie dałeś mi zbytniego wyboru. Ale hasła do pokoju wspólnego Gryfonów nie podam.
- Podejrzewałem, że się nie zgodzisz, więc trzecia prośba zostanie wykorzystana, kiedy będę tego potrzebował.
***

Jack jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie. Odkąd pamiętał przy jego łopatce było znamię, ale teraz znacznie się powiększyło. A co gorsza, zaczęło nabierać jakiś kształt. Nie potrafił jeszcze określić, co to było. Wąż? Może to skutek uboczny przydzielenia do Slytherinu. Jutro będzie musiał o to spytać Draco i Blaise’a.



****

No i lecimy z kolejnym rozdziałem po roku przerwy. 
Nie chce składać znowu obietnic, że nowy rozdział będzie się pojawiał na tydzień, bo pewnie nie będzie, Chyba że mnie zmotywujecie :D
Zmieniłam tytuł bloga z "Can you feel the love tonight" na "W ciemności". Myślę, że teraz bardziej pasuje do fabuły :)
Buziaki, 
Jess
PS Motywujemy = komentujemy :D

niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 14 "Znów przegrała z tą wredna fretką."

Rozdział 14
-Na Merlina, gdzie ona jest?! – denerwowała się Gryfonka, wyrzucając kolejne ubrania z kufra.
Sypialnia dziewczyny wyglądała, jakby przeszło przez nią stado trolli. Na podłodze walały się bluzki, szaty, pióra, pergaminy. Szkarłatna pościel z godłem Gryffindoru  leżała zwinięta w rulon w rogu pokoju. Dosłownie wszystko było w nieładzie. A w szczególności włosy sprawczyni tego bałaganu. Hermiona krzątała się nerwowa po pokoju w zielonych szortach i szarej bluzce, mimo że śniadanie w Wielkiej Sali odbywało się za niecałe 10 minut. Właśnie leżała na podłodze, zaglądając pod łóżko, gdy do pokoju weszli jej przyjaciele.
-Rany, Hermiona. Co się stało? – oczy Ginny wyglądały jak dwa galeony.
Gryfoni stanęli zszokowani w drzwiach. Jeszcze nigdy nie widzieli Hermiony Granger w takim stanie.
- Zniknęła! – brązowowłosa na sekundę podniosła na nich wzrok, po czym zaczęła zbierać części swojej garderoby z nadzieją, że pod nimi znajdzie swój skarb.
- Hermiona, co zniknęło? – zaniepokoił się Harry.
- Moja różdżka! – warknęła. – Jeszcze wczoraj wieczorem tu była.
 - Chodź na śniadanie, zjemy coś, a potem razem poszukamy – zaproponował Harry, podając dziewczynie rękę.
- Nie ma mowy, nigdzie się bez niej nie ruszam – zignorowała dłoń chłopaka i zaczęła przeczesywać kołdrę.
Ginny i Harry wymienili wymowne spojrzenia. Hermiona była chyba najbardziej upartą osobą jaką znali. Niestety, niejednokrotnie się o tym przekonali. Chociażby w zeszłe wakacje. Całą czwórką, polecieli do Włoch, aby zwiedzić Rzym. Jadąc do muzeum, zgubili mapę. Wydawało się, że każdy zapamiętał trasę, ale w praktyce okazało się inaczej. Już na pierwszym skrzyżowaniu rozpętała się żarliwa kłótnia o drogę. Weasley’owie byli pewni, że prawidłowa droga prowadzi w prawo, Potter, że w lewo, a Miona, że prosto. Gdy po kilku nieco ostrzejszych słowach, dziewczyna prawie wysiadła z jadącego samochodu, twierdząc, że oni mogą sobie robić, co im się żywnie podoba, ona idzie prosto, postawiła na swoim i nigdzie nie skręcili. Jak zwykle miała rację...
Hermiona nagle wstała, odgarnęła włosy z twarzy i głęboko odetchnęła.
- Jeszcze raz – mruknęła do siebie. – Kiedy wieczorem wróciłam z Jackiem do dormitorium, miałam ją przy sobie. Potem wy wparowaliście – tutaj rzuciła spojrzenie bazyliszka w stronę przyjaciół -  i odłożyłam ją na biurko.
Po tych słowach zaczęła starannie skakać między różnorodnymi rzeczami na podłodze tak, aby niczego nie uszkodzić. Minęła przyjaciół i wyszła do salonu. Spojrzała po raz kolejny na biurko. Było zupełnie puste. Westchnęła po raz kolejny i opadła zrezygnowana na kanapę.
- Nie mam pojęcia – chwyciła się za głowę. – Jak ja mam teraz wykonać eliksir dla Snape’a? Muszę jeszcze poćwiczyć zaklęcia na transmutację…
- Hermiona! – przerwał jej Harry. – Spokojnie, znajdziemy ją, nie mogła wyparować, ale najpierw musimy coś zjeść.
Na potwierdzenie jego słów brzuch Rona głośno zaburczał. Hermiona zaśmiała się pod nosem i pokiwała głową.
- Poczekajcie na mnie minutę. Musze się ubrać – chwyciła koszulę, spódniczkę i krawat w barwach Gryffindoru, po czym szybko weszła do łazienki.
Potrząsnęła głową przypominając sobie wczorajsze spotkanie z Malfoy’em. To jak na nią patrzył, jak stał niebezpiecznie blisko niej. Znów poczuła jego rękę na jej podbródku. Dotknął jej po raz pierwszy, a ona spojrzała mu prosto w oczy. Zaskoczyło ją to, że w stalowych tęczówkach nie dostrzegła nienawiści. Zaskoczyło ją to, że nie cofnął dłoni z obrzydzeniem. Zaskoczyło ją to, że jej nie skrzywdził. Ani psychicznie, ani fizycznie. Jej usta wygięły się w podkowę. A powiedział, że to ona go zaskakuje.
-No jasne! – krzyknęła, wybiegając z łazienki.
Harry, Ron i Ginny spojrzeli na nią zdezorientowani.
-Jak mogłam na to nie wpaść wcześniej?!
- Hermiona? – rzucił nieśmiało Harry.
- Wiem, gdzie jest moja różdżka!
- Czy to znaczy, że możemy w końcu iść zjeść śniadanie? – zapytał z nadzieją Ron.
- Tak, muszę jak najszybciej iść do Wielkiej Sali, mam nadzieję, że Malfoy już tam jest – powiedziała na jednym wydechu, otwierając drzwi.
- Po co ci Malfoy, Miona? – Harry wyglądał na wyraźnie zaniepokojonego.
- Bo ta gadzina ma moją różdżkę…
~*~
- A coś ty taki zadowolony, Smoku? – Blaise zmarszczył brwi, widząc jak jego przyjaciel uśmiecha się do nadgryzionego tosta.
- Po prostu. Człowiek już się nie może uśmiechać?
- Nie ty. I nie bez powodu – Blaise chwycił kubek Draco i upił z niego łyk. - Wydaje się w porządku…
- Zapowiada się ciekawy dzień, Diable – blondyn znów wyszczerzył się.
- Ja za tobą czasami nie nadążam… - chłopak westchnął i zajął się swoim puddingiem.
Bywało naprawdę ciężko pojąć przyjaciela. Draco w jednej chwili potrafił żartować, śmiać się, a zaraz potem stawał się markotny i rzucał wredne komentarze wszystkim naokoło. Ale Blaise go rozumiał. Malfoy starał się teraz wyjść na prostą. Nie łatwo z dnia na dzień wyprzeć się wzorców wpajanych od dzieciństwa. Diabła i tak rozpierała duma, kiedy widział, jak Smok patrzy na tę małą Kate, bądź jest całkiem znośny wobec Granger. Miał ochotę wszystkim, którzy wciąż widzą w nim Śmierciożercę, pokazać jak bardzo się zmienił. Zresztą, on nigdy nie był zły. Po prostu nie mógł się pokazywać od tej lepszej strony.
-Zaczyna się, Diable – Draco szturchnął kolegę łokciem, kiwając w stronę wejścia do Wielkiej Sali.
- O co ci… - Blaise urwał, widząc wyprostowaną Gryfonkę, hardo kroczącą ku stołowi Ślizgonów.
Cała sala zamarła i wzrok wszystkich obecnych wędrował za Hermioną Granger, która stanęła naprzeciwko Draco Malfoy’a z wyciągniętą ręką. Drugą rękę zaś miała na opartą na biodrze, a cała emanowała złością.
- Oddawaj ją, Malfoy – wysyczała przez zęby.
Widząc Gryfonkę wśród uczniów domu węża nawet nauczyciele przyglądali się sytuacji, chociaż niewiele mogli usłyszeć.
- Granger, chyba pomyliłaś stoły – Malfoy nie raczył nawet podnieść wzroku znad talerza.
-  Oddawaj.
- Ale ja nawet nie mam pojęcia, o co ci chodzi kobieto – tym razem spojrzał na dziewczynę, zachowując kamienną twarz.
Hermiona stała na wprost niego, nie przejmując się szeptami w Wielkiej Sali. Wyglądała na bardzo zdeterminowaną. Jakby nie miała się ruszyć z miejsca dopóki nie osiągnie celu.
-  Oh, darujmy sobie kłamstw, wiem, że ją masz  - powiedziała, wciąż wpatrując się zawzięcie w szare tęczówki Ślizgona.
- Hermiona, o co chodzi? – zapytał z troską Jack, chcąc jakoś pomóc dziewczynie.
- Ten drań ukradł mi różdżkę! – wybuchła w końcu. – I nawet nie waż się zaprzeczać – dodała w stronę blondyna.
Chłopak już miał się bronić, gdy w słowo wszedł mu Zabini.
- Chyba sobie żartujecie. Udało ci się zwinąć różdżkę Hermiony Granger?! – piorunujący wzrok Gryfonki nie zrobił na nim wrażenia. – Ale po co ci ona? – dodał z ciekawością.
- Nie interesuj się – odwarknął mu.
Draco wiedział, że musi działać szybko, zanim jakikolwiek nauczyciel zainteresuje się zaistniałą sytuacją. Wtedy nie byłoby mu już tak wesoło.
- Powtarzam ostatni raz, oddaj mi ją! – dziewczyna podniosła głos. Chciała już odzyskać swoją różdżkę i wrócić do stołu domu Lwa. Czuła się wyjątkowo niezręcznie otoczona przez Ślizgonów.
Nagle do głowy blondyna wpadł istnie szatański plan. Ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych wstał i podszedł do Granger, która nie miała pojęcia, jak powinna się zachować. Dlatego nie ruszyła się z miejsca, nie chcąc okazywać słabości, gdy Malfoy znalazł się naprawdę blisko niej. Starała się nie drgnąć, gdy chłopak pochylił się nad nią i wysyczał jej do ucha:
- Sprawdźmy Cię, Granger. Ile jesteś w stanie poświęcić, żeby odzyskać różdżkę? Dzisiaj po Eliksirach w bibliotece. Będę czekał.
Po czym odwrócił się na pięcie i zostawił oniemiałą Gryfonkę.
- Hermiona? Wszystko w porządku? – spytał Jack, marszcząc czoło.
- No chyba ci nie groził? – lekko wystraszył się Blaise.
- Nie, chyba nie – otrząsnęła się z pierwszego szoku, a następnie bez słowa ruszyła w stronę siedzących przy stole przyjaciół.
- Czy ja dobrze widziałam?! Czy Malfoy właśnie pocałował Cię w policzek?! – Ginny natychmiast zaczęła zadawać pytania.
- Nie wiedziałam, że jesteście parą! – natychmiast obok oszołomionej dosiadła się Lavender, łasa na najnowsze plotki.
- Co?! – Hermiona spojrzała na największa plotkarę Hogwartu ogromnymi oczami. – Jaką parą?!
- No, Malfoy właśnie cmoknął Cię w policzek… Wszyscy to widzieli – powiedział Harry, nie do końca wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć. Przed chwilą jego przyjaciółka wybiegła z dormitorium w poszukiwaniu różdżki, krzycząc, że potrzebuje Malfoy’a. Potrzebowała jego wsparcia?
- Na Merlina, oczywiście, że mnie nie całował! – oburzyła się. – On to zrobił specjalnie – jęknęła.
- To po co tam poszłaś? – zapytała rzeczowo Ginny.
- Nie po to, żeby obściskiwać się z Malfoy’em na oczach całej sali! Za kogo wy mnie macie?!
Przyjaciele spojrzeli po sobie speszeni. Nikt z nich raczej nie wierzył w to, że Hermiona mogłaby być z Draco, ale ciężko było zaprzeczać temu, co się widzi…
- Malfoy wczoraj wieczorem zwinął mi różdżkę. Poszłam ją odzyskać. Gdy nagle wystawił ten teatrzyk! Wszystko poszło gładko po jego myśli. Ja nie wiedziałam, jak mam się zachować, a on schylił się tak, że wszyscy obserwujący całą akcję z boku, myśleli, że  pocałował mnie w policzek, podczas gdy on umawiał się ze mną… - nie dane jej było skończyć.
-Wiedziałam! – ryknęła Lavender. – Umawiasz się z nim!
Gryfonka miała ochotę przywalić tej pustej dziewczynie.
- Podczas gdy on umawiał się ze mną na spotkanie, żebym mogła odzyskać różdżkę…
Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i jęknęła po raz kolejny.
- Skoro nawet wy uwierzyliście w to całe przedstawienie, to co dopiero inni! Co o mnie pomyśli dyrektor McGonagall i inni profesorzy?
- Spokojnie, dziewczyno, plotki znikają tak szybko jak się pojawiają – Harry pogłaskał Mionę po plecach. – Zaraz nikt nie będzie o tym pamiętał.
Co z tego, że nikt będzie pamiętał, jeżeli Hermiona czuła się koszmarnie. Znów przegrała z tą wredna fretką. Dlaczego on nie mógł dać jej po prostu spokoju? Czy o tak wiele prosiła? Czego on mógł od niej chcieć? Przecież radził sobie na lekcjach. Najgorsze było to, że jego pytanie wciąż odbijało się echem w jej głowie. Ile jest ona w stanie poświęcić, żeby odzyskać ukochaną różdżkę? Nie mogła sobie wybaczyć, że nie zareagowała, ale zawsze, gdy jakiś chłopak wkraczał w jej przestrzeń osobistą, dziewczyna panikowała. Nie mogła siebie zrozumieć, dlaczego od razu nie odskoczyła od niego. Denerwowało ją nawet to, że, gdy Ślizgon mówił jej coś do ucha, po jej karku przeszły ciarki. Dlaczego on zawsze dostawał to, czego chciał? Jej nastrój pogorszył się jeszcze bardziej, kiedy podeszła do niej dyrektorka.
- Panno Granger, prosiłabym panią o zjawienie się w  moim gabinecie, jak tylko skończy pani jeść śniadanie.
- Oczywiście – odparła dziewczyna z opuszczonym wzrokiem.
 - Ja nie przeżyję tego dnia – spojrzała na przyjaciół, szukając jakiekolwiek ratunku.
~*~
Malfoy szedł szybko korytarzem do swojego dormitorium. Co mu strzeliło do tego pustego łba? To, co jeszcze kilkanaście minut wydawało mu się genialnym pomysłem, teraz było kompletnie pozbawione sensu. Jedyne co zyskał to trochę czasu. A to mu się teraz przyda. Jeszcze raz przeklął się w myślach za „genialny” pomysł pozbycia się Granger podczas śniadania. Teraz jeszcze będzie musiał się z tego tłumaczyć. Chociaż tutaj odpowiedź była prosta. Chciał szybko speszyć Gryfonkę, a to była najskuteczniejsza metoda. On miał gdzieś, co inni o tym pomyślą. Sądząc po wypiekach, jakie dostała „jego ofiara”, jej nie było to obojętne. Swoją drogą sam się zdziwił, że to podziałało. Był pewien, że dziewczyna natychmiast się cofnie albo go odtrąci. Wyśmiał w duchu gryfońska dumę. Gdyby nie ona, oszczędziłoby to wielu problemów. Niemniej Granger zaimponowała mu w pewien sposób. Co więcej przyznał sam przed sobą, że nie ma pojęcia, dlaczego wykradł tę różdżkę. Chciał jej pokazać, że jest lepszy? Bardzo możliwe. Możliwe, że był ciekawy, co złota dziewczyna Pottera będzie w stanie zrobić, żeby ją odzyskać. Być może pragnął chociaż przez chwilę być panem sytuacji. Poczuć, że to on dyktuje zasady. To było najbardziej prawdopodobne. Ze złości kopnął w ścianę. Jego ostatnie zachowanie coraz bardziej go irytowało. Zabini twierdził, że on po prostu musi przez to przejść, ażeby „się uwolnić”, a potem będzie już tylko lepiej. Teraz na szybko potrzebował motywu, dlaczego zwinął tę cholerną różdżkę. Przecież nie powie nikomu, że taki miał kaprys. Zastanowił się przez chwilę, czego mógłby chcieć od Granger. Tak naprawdę wszystko miał lub mógł mieć za pomocą pstryknięcia palców. Granger to książki i nauka, a tego nie potrzebował. Ale miał jedynie godzinę Eliksirów, żeby wymyślić coś sensownego. Coś czego Granger nie dałaby mu bez szantażu, czyli coś na czym musiało jej zależeć…
***
Hermiona szła do gabinetu dyrektorki, tak jakby szła na ścięcie. Nie wiedziała, jak ma się zachować, a co więcej - nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Chyba to ja przerażało najbardziej. Nie chciała dostać nagany od ulubionej profesorki. Z trudem przełknęła ślinę i zapukała.
- Zapraszam – usłyszała w odpowiedzi.
- Proszę, usiądź – powiedziała Mcgonagall, gdy uczennica weszła do pomieszczenia.
- Hermiono, wiem, że to pewnie dla ciebie bardzo  niekomfortowa sytuacja, ale chciałbym porozmawiać z tobą o wydarzeniach, które miały miejsce dzisiaj przy śniadaniu.
Gryfonka jęknęła w duchu. Zapragnęła zapaść się pod ziemię. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, dyrektora powstrzymała ją ruchem ręki.
- Zanim zaczniesz się tłumaczyć, chciałabym ci podziękować – na te słowa Hermiona wpatrywała się w szoku w nauczycielkę. – Po odnowieniu Hogwartu, razem z Albusem stwierdziliśmy, że w tym roku postaramy się zrobić wiele, by zakopać topór wojenny pomiędzy domami Godryka i Salazara. Graniczy to niemalże z cudem, jeżeli uczniowie nie zaangażują się w to w żaden sposób. Dlatego też gdy zobaczyłam cię dzisiaj przy stole Ślizgonów, początkowo myślałam, że wyniknie z tego jakaś katastrofa. Jakże się myliłam! Mimo pierwszego szoku , który nastąpił po ujrzeniu panny z panem Malfoy’em, potem pojawiła się radość i nadzieja, że może uda nam się przywrócić pierwotny stan szkoły. To, że wam udało się pogodzić, a nawet coś między wami zaiskrzyło, może zaowocować zażegnaniem tego konfliktu. Hermiono, zawsze byłaś tak wzorową uczennicą, nie musisz się tak stresować tym, że Draco postanowił nie ukrywać już tego, co między wami istnieje. Podejrzewam, że to dlatego, była pani tak zdenerwowana podczas posiłku. Proszę się więcej nie stresować, chcę, żebyś wiedziała, że pani związek jest jak najbardziej akceptowany przez grono pedagogiczne – Minerwa uśmiechnęła się na koniec.
Hermiona siedziała jak wryta. Mogła się spodziewać wszystkiego tylko nie tego! Gdy dyrektorka opowiadała jej o planie pogodzenia domów w Hogwarcie, oczy błyszczały jej niesamowicie. Dziewczyna nie chciała okłamywać nauczycielki, ale też nie chciała jej zawieść.
- Pani profesor, ja bardzo dziękuję, za tak miłe słowa, jednak – widząc jak nauczycielce uśmiech schodzi z ust, a oczy przepełniają się rozczarowaniem, dodała – myślę, że Dracona dzisiaj poniosło, tak naprawdę na razie nie jesteśmy w stałym związku, więc taka sytuacja się więcej nie powinna się powtórzyć – kłamała. - Jednakże nie ukrywam, że moje kontakty ze Ślizgonami nieco się polepszyły. W porównaniu do zeszłych lat, teraz spędzam z nimi dużo więcej czasu. Myślę, że wszyscy już mają dość tej niekończącej się kłótni.
W myślach karciła się za to, że oszukała dyrektorkę. Ale co mogła innego zrobić?

„Malfoy słono za to zapłaci” pomyślała wychodząc z gabinetu.

***

WRÓCIŁAM, WRÓCIŁAM, WRÓCIŁAM!
Oczywiście z nowym rozdziałem!
Dokładnie rok temu założyłam tego bloga. To jest niesamowite!
A pół roku temu go zawiesiłam... 
ale teraz czuję, że go potrzebuję. To takie oderwanie od rzeczywistości. Kurczę, nawet nie wiecie jak się cieszę, że znów tutaj coś zamieszczam, naprawdę!
Rozdział może i jakościowo nie jest z najwyższej półki, ale pisałam go z taką radością. Mam po prostu nadzieję, że jeżeli ktoś tu zajrzy, polubi go.
Ah tak szybko chcę ten rozdział opublikować, żeby zdążyć przed północą, że zapomniałabym powiedzieć, że kilka pierwszych rozdziałów zostało delikatnie zedytowanych, aczkolwiek żadna z tych zmian nie wpływa na fabułę, więc jeżeli ktoś czytał bloga już wcześniej nie ma się o co martwić ;)  
Wasza Jess 

środa, 28 stycznia 2015

Zawieszenie

Przykro mi o tym mówić, ale chwilowo zawieszam bloga :c
Myślę, że zawieszenie potrwa jakieś 4-6 miesięcy.
Kurcze, bardzo nie chciałam tego robić, ale każdy rozdział u mnie pojawia się z opóźnieniem, a ja nie nie chcę Was zawodzić w ten sposób. Jeszcze żałuję, bo muszę przerwać w takim momencie :c
Nie przestaję pisać! Po prostu muszę napisać kilka rozdziałów więcej, żeby w sytuacjach takich jak teraz, kiedy fizycznie nie mogę się zorganizować, wrzucić Wam  coś zgodnie z terminem.
Wrócę do Was.
Pozdrawiam,
Jess :3

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 13 „Granger musi się jeszcze wiele nauczyć”

Rozdział 13
Zbliżał się mrok, a więc i słońce zaczęło chować się za drzewami. Liście powoli opadały z drzew, odsłaniając ich korony. Trawa traciła swoją barwę, a jednak i to miało w sobie pewną magię. Jesień była zdecydowanie jedną z piękniejszych pór roku. Aczkolwiek przez chłód większość uczniów chowała się już w zamku, a więc błonia były prawie puste. Dwójka siódmoklasistów dopełniała romantyczną scenerię. Hermiona szła obok Jacka, opowiadając mu o swojej rodzinie, o zwyczajach w mugolskim świecie i o pierwszych latach w Hogwarcie. Chłopak, zapatrzony w dziewczynę, słuchał uważnie każdego słowa, które zostało wypowiedziane. Była niesamowita. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał nikogo o tak ponadprzeciętnej inteligencji. Gryfonka w swoich opowieściach potrafiła zaskoczyć i wzruszyć.
- Hermiona, masz dar do opowiadania  - uśmiechnął się do niej.
- Przesadzasz – odpowiedziała skromnie, spuszczając wzrok.
Jack coraz bardziej jej się podobał. Był tajemniczy, miły. Wiedział kiedy i co powiedzieć, a to była jedna z rzadko spotykanych cech. Ponadto potrafił jej słuchać. Słuchać z zaciekawieniem. No i nie mógł oderwać od niej wzroku, co oczywiście jej pochlebiało, ale i lekko peszyło. Nie była przezwyczajona do tego typu zachowań.
- Teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o sobie, Jack.
- Myślę, że znasz moją historię – chłopak westchnął.
- Właśnie. Twoją historię – Hermiona spojrzała na niego. - Teraz powiedz coś o sobie. Czym się interesujesz? Co lubisz, a czego nie lubisz?
- To może zagrajmy w grę. Ja odpowiem na twoje pytania, jeżeli ty odpowiesz na moje. Zadajemy po jednym pytaniu. Co ty na to?
Dziewczyna twierdząco kiwnęła głową.
-W takim razie ja zacznę. O czym marzysz? – zapytała, patrząc mu w oczy.
- O tym, o czym marzy każdy. O szczęściu, wolności. O osobach, którym będę mógł ufać i które będą ufały mi. O osobach, na których będzie mi zależało, o które będę mógł się troszczyć i przy których będę mógł być w pełni sobą – uśmiechnął się do niej i dodał – I o mugolskim skoku ze spadochronem.
- Hej, nie każdy o tym marzy. Są ludzie, którzy pragną władzy, pieniędzy. A jak spotkamy się w wakacje to razem skoczymy. Chociaż nie jestem w stu procentach przekonana do tego pomysłu…
- Do wakacji daleko. Mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się cię przekonać. A teraz moja kolej. Jakie jest najszczęśliwsze wspomnienie Hermiony Granger?
- Najszczęśliwsze? Chyba takowego nie mam. Ale mogę powiedzieć o jednym ze szczęśliwszych. Daj mi tylko pomyśleć – dziewczyna potarła kark w zamyśleniu. – Cztery lata temu wyjechałam z rodzicami do Chorwacji. Słońce grzało niemiłosiernie, więc poszliśmy na plaże się trochę ochłodzić. Po kąpieli w morzu zamówiliśmy pizzę z owocami morza. Czułam się wtedy świetnie. Wszystko było takie proste i beztroskie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Chciałam, żeby to trwało jak najdłużej. Ale niestety po tygodniu trzeba było wracać i żyć dalej – westchnęła.
- Rozumiem. Chociaż sobie tego nie potrafię wyobrazić. Wspólny i przyjemny wyjazd z rodzicami…
- Przykro mi – Hermiona spojrzała na Jacka, chcąc dodać mu otuchy.
-Nie ma sprawy to nie twoja wina. Zresztą. Udało mi się stamtąd wyrwać. Pora ruszyć naprzód.
-Cieszę się, że tutaj jesteś, że udało ci się uciec. I dobrze, że nie chcesz patrzeć za siebie. Hogwart to wspaniałe miejsce. Powinno ci się tu spodobać – uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Teraz moje pytanie. Czego się boisz?
-Wielu rzeczy. Głównie odrzucenia i samotności – popatrzył na nią niepewnie. - I ograniczeń, życia niczym w klatce. Chciałbym być wolny. Robić to, co uważam za słuszne, a nie to, czego oczekują ode mnie inni…
- Niestety, chyba od tego nie uciekniemy. Życie jest taką jakby klatką. Nigdy nie będziemy mogli robić tego, czego chcemy bez ograniczeń. Wszędzie obowiązują jakieś zasady czy normy, wyznaczające granice naszych zachowań. Gdyby ktoś nagle podczas lekcji wszedł na stół, bo miał na to ochotę, zostałby ukarany. Ale nie jestem pewna czy to takie złe. Te wszystkie etykiety utrzymują porządek w naszym świecie. Bez tego zapanowałby chaos.
- Prawdopodobnie masz rację.
Po kilku minutach spaceru w milczeniu, Jack zaproponował odpoczynek nad brzegiem jeziora. Hermiona zgodziła się bez wahania, gdyż buty, które pożyczyła jej Ginny, zaczęły ją uwierać.
W tafli jeziora, niczym w lustrze, obijało się niezachmurzone niebo. Dziewczyna oparła się rękoma za siebie i spojrzała w gwiazdy.
- Są piękne –zamyśliła się.
- Nie tylko one – Jack odwrócił się w stronę dziewczyny, która przeniosła wzrok z gwiazd na niego.
Chłopak siedział tuż obok niej. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jego dłoń lekko stykała się z jej dłonią. Spojrzała w jego oczy. Ciemne tęczówki wpatrywały się w nią z zaciekawieniem, fascynacją, a także z lekkim zapytaniem. Jack powoli zbliżał się do dziewczyny. Ich oddechy zmieszały się. Hermiona cała drżała. Była pewna, że gdyby stała, kolana już dawno by się pod nią ugięły. Ich usta dzieliły milimetry…
- Cholibka! Co wy tu robicie? Tak zimno!
Hermiona odskoczyła od chłopaka jak oparzona.
- O kurcze. Hermiona… - Hagrid orientując się w jakiej sytuacji przeszkodził młodym, cały poczerwieniał. – Ja nie chciałem. Nie… Nie przeszkadzajcie sobie.
Hermiona westchnęła i z wypiekami na twarzy przedstawiła nauczyciela Jackowi.
- Em. No to było miło cię poznać Jack, a teraz wybaczcie mi, ale ja się spieszę do Dumbledora . Więc no ten teges. Do zobaczenia na lekcji!
Olbrzym oddalił się zostawiając nastolatków w niezręcznej ciszy. Gryfonka siedziała ze spuszczonym wzrokiem. Nie wiedziała, czy być wdzięczną Hagridowi. Znała Jacka zaledwie tydzień, a już niemalże by go pocałowała. Zawsze gardziła takimi zachowaniami, więc nie potrafiła siebie zrozumieć, dlaczego by mu na to pozwoliła. Chociaż w głębi duszy czuła, że chciałaby mieć już pierwszy pocałunek za sobą. A mrok, jezioro, gwiazdy i księżyc to idealna sceneria. Jacka lubiła, podobał jej się, więc dlaczego by nie spróbować.
- Rzeczywiście zrobiło się chłodno. I późno. Wracajmy do zamku – delikatnie się do niej uśmiechnął, nie wiedząc, jak zareagować na jej milczenie.
Chłopak podał jej rękę, a następnie przykrył ją swoją bluzą. Dziewczyna popatrzyła na niego z wdzięcznością i ruszyli do zamku. Droga powrotna minęła szybko. Chłopak zachowywał się jakby sytuacja sprzed kilku chwil nie miała miejsca, co odpowiadało Hermionie.
Jack odprowadził ją pod same drzwi jej dormitorium i nastał niezręczny moment pożegnania.
- No to do jutra – Jack nachylił się nad dziewczyną i cmoknął ją w policzek. Hermiona już miała odpowiedzieć, gdy nagle zza rogu wybiegła grupa ludzi.
- Hermiona, błagam otwórz dormitorium. Szybko! – krzyknęła Lea.
 Spanikowana Gryfonka błyskawicznie podała hasło i wpuściła do siebie zgraję zdyszanych uczniów. Blaise rozłożył się na kanapie, obok usiadł niego usiadł Malfoy. Harry opadł na fotel ciężko oddychając.
- Nie no, proszę. Rozgośćcie się – burknęła Hermiona.
Lea słysząc te słowa zaśmiała się i zabrała się za wyjaśnianie.
- Przepraszam, Mionka, że tak wparowaliśmy, ale po prostu musieliśmy zwiać przed Filchem, który wyjątkowo zawzięcie nas gonił. Akurat biegliśmy w twoją stronę i mieliśmy ogromne szczęście, że tu byliście. Uratowałaś nam życie – Puchonka uśmiechnęła się serdecznie do dziewczyny.
-Skąd Filch? Nie bawiliście się w Sali Życzeń?
- Owszem – wtrącił się Zabini. – Ale twój jakże inteligentny przyjaciel – Ronald Weasley – bardzo dyskretnie wyszedł z pokoju, śpiewając i wcinając kanapkę z mięsem, wcale nie przyciągając uwagi naszej ulubionej kotki Norris – ironizował.
- Nie zwalaj całej winy na niego – oburzyła się Ginny. – Może gdybyście chociaż trochę wyciszali muzykę, kiedy ktoś wychodził, nikt by niczego nie zauważył.
- Jasne – prychnął Malfoy.
Ginny już miała kłócić się dalej, ale Lea ją wyprzedziła.
- Ogarnijcie się, nieważne przez kogo. Zresztą nie ma to żadnego znaczenia. Nikomu z nas się nie dostało. A wy – mówiąc to wskazała na Ślizgonów – powinniście się wstydzić. Niby wysoko wychowani arystokraci LEŻĄ na kanapie, a trzy kobiety stoją – zacmokała z naganą.
- Ja tam Wiewórkę zapraszam na kolana – wyprostował się Blaise, klepiąc się po udach.
- Dziękuję, wolę postać – warknęła Ginny.
- Skąd ja wiedziałem, że się nie zgodzisz? – chłopak przesunął się z miną zbitego psa. – Proszę zrobiłem ci miejsce.
W tym samym czasie Malfoy wstał, gestem zapraszając Leę do zajęcia jego miejsca, a następnie wyszedł poszukać łazienki.
- No i tak ma być – wyszczerzyła się Puchonka. – Chodź Hermiona, siadaj.
Dziewczyny razem z Ginny usiadły obok Zabiniego, który wyraźnie się ucieszył.
 – Jak długo zamierzacie tu siedzieć? – Hermiona miała nadzieję, że szybko wyjdą, bo chciała napisać jeszcze esej dla Snape’a i chciała się wcześniej położyć do łóżka.
- Już nas wyganiasz? – odezwał się Harry z udawanym wyrzutem.
- Przeczekamy tylko Filcha. Wszyscy wiemy, Granger, że od takich przystojnych chłopaków jak my - nie o tobie Potter, wolisz książki. Biedny Jack. Chłopak miał już nadzieję – pokręcił głową ciemnoskóry Ślizgon.
- Zabini! – krzyknęła Hermiona, rzucając w jego stronę poduszkę.
- Patrz i ucz się, Harrison. Dziewczyna ma temperament. Będzie trzeba ją okiełznać – Diabeł mrugnął do współlokatora.
- Uspokój się, Zabini – Lea szturchnęła chłopaka. – Panie i panowie, zostawmy biedną Hermionę w spokoju. Zbieramy się. Zbiórka przy drzwiach!
- Jack, ty nie zostaniesz? – Ginny uśmiechnęła się do chłopaka.
- Myślę, że Hermiona chciałaby odpocząć – odpowiedział lekko Jack.
- Zresztą zwróćcie uwagę na te drapieżne spojrzenia rzucane w stronę regału na książki! Nie wiem jak wy, ale ja się boję…
- Zabini! Grabisz sobie!
- Oj, Granger, ja ci tylko pomagam. Zobacz, dzięki mnie wydajesz się być bardziej mrrr…
- Jestem i bez twojej pomocy!
- Ja myślę, że my już spadamy, zanim stanie się coś, czego będziemy wszyscy żałować – zaśmiał się Harry.
- Ja na pewno nie będę niczego żałował – wyszczerzył się Ślizgon.
- Won, Diable! – Lea dosłownie wyrzuciła wszystkich z dormitorium przyjaciółki.
- Do jutra, Miona!
- Pa – Hermiona zamknęła drzwi i odetchnęła z ulgą.
Była bardzo zmęczona, więc szybko chwyciła piżamę i weszła do łazienki i natychmiast wrzasnęła.
- Aaaa! Malfoy?! Co ty na Merlina tu robisz?
- Zapinam rozporek, nie widać? – rzucił kąśliwie.
- Wynoś się stąd!
- Spokojnie, Granger. Nie mam zamiaru spędzać z tobą nocy. Chyba że będziesz mnie o to błagała, wtedy pomyślimy – uśmiechnął się sarkastycznie, świdrując ją spojrzeniem.
- W twoich snach – odwarknęła.
- Być może – wzruszył ramionami, przyprawiając ją o rumieńce.
Nastała głucha cisza. Prefekci mierzyli się wzajemnie wzrokiem.
Ślizgon obiektywnie stwierdził, że dziewczyna uroczo wygląda z wypiekami na twarzy.
- Ty tu jeszcze jesteś? – założyła ręce na piersi.
- Nie mów, że nie podoba ci się moje towarzystwo – mówiąc to, zaczął powoli podchodzić do Gryfonki.
Dziewczyna cofnęła się o krok.
- Czyżby Hermiona Granger się bała? Taka jesteś bezbronna bez Pottera i Weasley’a? – chwycił ją delikatnie za podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy – Boisz się? – wysyczał takim tonem, że przeszły ją ciarki.
Hermiona stała jak sparaliżowana. Czy się bała? Owszem. Stała bez swojej różdżki naprzeciwko byłego Śmierciożercy, który przez całe życie nienawidził mugoli. Stała niebezpiecznie blisko. Ale nie miała zamiaru mu tego pokazywać.
- Zabieraj łapy, Malfoy – strąciła jego rękę – A mam się czego bać? – uniosła brwi.
- Sama zadecyduj.
Dziewczyna nie wiedziała, jak ma się zachować. Jeszcze nigdy nie była z nim sam na sam. Wiedziała, że jej nie zabije, nie na terenie Hogwartu. Ale on był nieprzewidywalny. Otaczała go aura tajemniczości.
- Czyli jednak się boisz – kąciki jego ust powędrowały do góry.
- Sam zdecyduj – powtórzyła jego słowa.
- Granger, Granger – pokręcił głową i odsunął się od dziewczyny – Zaskakujesz mnie.
- Po prostu, wiele nie wiesz, Malfoy. A teraz żegnam - spojrzała na niego sugestywnie i wskazała drzwi.
- Do jutra, Granger.
Drzwi za chłopakiem zamknęły się z trzaskiem, on uśmiechnął się sam do siebie.

„Granger musi się jeszcze wiele nauczyć” pomyślał, obracając między palcami różdżkę Gryfonki.

***  

Cześć Wam! :3
Nigdy więcej nie będę już składała pustych obietnic. Przepraszam, że rozdział zapowiedziałam dużo wcześniej, a pojawił się dopiero teraz. Żałuję, ale nic na to nie poradzę. Mogę tylko prosić o Wasze przebaczenie. 
Mam nadzieję, że powyższy rozdział Wam się podoba, ja osobiście lubię końcówkę. :3
No, to to by było chyba na tyle. Komentujcie Misie :d
Jess :)

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 12 "Starał się spędzić część wakacji wśród mugoli, którzy okazali się być całkiem rozumni..."

Rozdział 12
Czwórka Gryfonów i Puchonka zmierzali pustym korytarzem na siódme piętro. Echo ich kroków odbijało się od ścian. Szli w milczeniu, starając się nie myśleć o przepowiedni.
- Miona, gdzie spotykasz się z Jackiem? – ciszę przerwała Ginny, chcąc odwrócić uwagę jej przyjaciół od negatywnych myśli.
- Ustaliliśmy, że spotkamy się przed Pokojem Życzeń, a potem pójdziemy na błonia.
- Brzmi romantycznie – Lea szturchnęła łokciem koleżankę.
- Oh, przestań – Hermiona spłonęła szkarłatnym rumieńcem.
Harry i Ron rzucili przyjaciółce pytające spojrzenie, ale dziewczynę wyprzedziła rudowłosa.
- Nie wasz interes!
- Oj, no proszę – jęknął Ron.
Hermiona już zamierzała wyjaśnić wszystko chłopakom, ale znaleźli się przed Pokojem Życzeń.
- Jak my mamy tam wejść? – pomyślała na głos Puchonka.
- Jeżeli ładnie poprosisz, to ja was wpuszczę – wyszczerzył się Blaise.
Trójka Ślizgonów stała tuż za nimi. Każdy miał na sobie koszulę. Oczywiście kilka pierwszych guzików było odpiętych, delikatnie odsłaniając umięśnioną klatkę piersiową.
- Nie za gorąco wam? – uniosła brwi Ginny.
- Ażebyś wiedziała, Wiewióro. W każdej chwili możesz mnie rozgrzać jeszcze bardziej, a w nagrodę może nawet ściągnę tę bardzo niewygodną koszulę – Zabini sugestywnie się uśmiechnął.
Ron zacisnął pięści, poczerwieniał na twarzy, ale nie zdążył stanąć w obronie siostry. Jak widać, sama sobie radziła.
- W twoich snach, Zabini – warknęła „Wiewióra”.
- Nie bądź taka niegrzeczna, bo cię nie wpuszczę – zacmokał Diabeł, przekomarzając się z dziewczyną.
- Dobra, Diable. Skończ to podrywanie i łaskawie wprowadź nas na tę imprezę – wtrąciła się Lea.
Blaise rzucił jej spojrzenie spode łba, ale zaczął przechodzić przed ścianą, myśląc o Pokoju Życzeń.
- Chwila, moment. Wieprzlej tam nie ma prawa wejść – po raz pierwszy odezwał się Malfoy.
- Zamknij się, Tchórzofretko  - chłopak wciąż trzymał zaciśnięte pięści.
- Uspokój się, Ron – Harry położył rękę na ramieniu kumpla.
- Nie ma mowy, że on tam będzie – Malfoy tym razem zwrócił się do ciemnoskórego chłopaka.
-Okay… - Ron odwrócił się na pięcie z zamiarem powrotu do dormitorium.
- Hola, hola. Wracaj tu, Ronaldzie – rozkazała Ginny władczym tonem.
- Okay… - Ron ponownie odwrócił się, nie chcąc sprzeciwić się siostrze.
Dopiero teraz Hermiona zorientowała się, że coś się dzieje. Wcześniej nie mogła oderwać wzroku od Jacka, który urzekająco się uśmiechał w jej stronę. Była nim zauroczona. Nie dlatego, że poleciała na jego wygląd, po prostu to chyba pierwszy inteligentny chłopak, który zwrócił na nią uwagę. Z trudem przeniosła wzrok na jego towarzyszy. I zatkało ją. Ślizgoni wyglądali dobrze. Bardzo dobrze. W szczególności blondyn. Lecz gdy tylko zerknęła wyżej i zobaczyła jego wyraz twarzy, wróciła na ziemię. Malfoy uśmiechnął się kpiąco, gdy złapał jej spojrzenie.
- No, no, czyżby niewinna Granger przyszła balować? – arystokrata uniósł brwi.
- Zdziwiłbyś się jak „niewinna Granger” potrafi tańczyć – odezwała się Lea, chcąc uniknąć niepotrzebnych kłótni, jednocześnie uśmiechając się wesoło do przyjaciółki.
Na te słowa Hermiona poczuła, jak policzki jej płoną. Nagle wszyscy zainteresowali się słowami Puchonki.
- Miona? Czy my o czymś nie wiemy? – Harry zmarszczył brwi, ale jego usta wygięte były w podkowę.
- Nieważne – wymruczała pod nosem Gryfonka.
Wszystkie spojrzenia były skierowane na nią. Wcale nie lubiła być w centrum uwagi…
- To wchodzimy czy nie? – z opresji uratowała ją Ginny.
- Bez Wieprzleja – powtórzył się Draco.
- Nie ma mowy – tupnęła nogą Ginny.
Nie miała zamiaru ustępować im. Zostały zaproszone i mogły wziąć, kogo chciały, więc niech teraz nie mają pretensji.
- Dobra, Smoku. Dzisiaj im odpuścimy.
Słowa Zabiniego wywołały różnorakie reakcje. Ginny stanęła jak wryta, Ron uniósł głowę z nadzieją, Harry zmarszczył brwi, szukając haczyka, Jack zerknął z dziwnym wyrazem twarzy na Diabła, a Granger i Draco wytrzeszczali na niego oczy. Jedynie Lea się ucieszyła.
- Smoku, Granger, zaraz wam mucha wleci – zaśmiał się Blaise.
Dwójka natychmiast się wyprostowała i spoważniała. Znów mierzyli się wzrokiem.
- Eh, zapraszam w moje skromne progi –„pojedynek” przerwał Diabeł i pokazał drzwi do Pokoju Życzeń.
Pomieszczenie było ogromne, wypełnione szósto i siódmoklasistami. Całość utrzymana była w czerni i bieli. Pokój Życzeń wyglądał co najmniej zjawiskowo. Trzeba było pochwalić Blaisa. Aż Hermiona ponownie rozważyła swoją decyzję. Jej przemyślenia przerwał szept.
- To jak, wychodzimy?
Pozbawiło jej to wszelkich wątpliwości. Odwróciła się przodem do chłopaka i skinęła głową z delikatnym uśmiechem na potwierdzenie.
~*~
Całej sytuacji z zaciekawieniem przyglądał się Malfoy. Jak to jest możliwe, że kilka słów, podejście bliżej i dziewczyna mięknie. Będzie musiał kiedyś tego spróbować. A nuż Granger okaże się nie być trudnym celem do manipulacji.
Zaraz po odejściu tej dwójki, wszyscy ruszyli do drzwi. W tym samym momencie wejść chciała Ginny oraz Blaise. Draco uniósł brwi, czekając na rozwinięcie się tej akcji. Niestety ku jego zawodowi, Ślizgon wycofał się i wskazał ręką, aby dziewczyna weszła pierwsza. Rudowłosa starała się nie okazywać zaskoczenia, dlatego lekko kiwnęła głową i pewnym krokiem weszła do środka.
- Oj, Diable, wpadłeś – zagadnął przyjaciela Malfoy.
- Wydaje ci się – wyszczerzył się Zabini, po czym dodał. – Chodźmy, impreza sama się nie rozkręci!
Arystokracie wciąż nie chciało się wierzyć, że jest w tym samym miejscu co Weasley. Na początku, gdy Diabeł wpuścił Wieprzleja, Draco szczerze wierzył, że oszalał. Nagle jednak wszystko stało się jasne. Chciał po prostu zaskoczyć pewną Gryfonkę. Draco pokręcił głową, przeciskając się przez tłum, szukając czegoś do picia. Niedorzeczne, że czystokrwisty Zabini zabujał się w tej zdrajczyni krwi. Blondyn zaklął w myślach. Miał się pozbyć właśnie takiego myślenia. Przecież kilka dni temu właśnie z tego powodu, straszył pewnego pierwszaczka. Pracował nad tym z Zabinim całe lato. Starał się spędzić część wakacji wśród mugoli, którzy okazali się być całkiem rozumni. Wyjechał na kilka tygodni do Francji i żył tak, jak gdyby magia nie istniała. Oczywiście, nie wytrzymał całego pobytu, bo po co tracić klika wygód. W każdym razie udało mu się w większości wyprzeć uprzedzenia. Chociaż jak widać Blaisowi szło znacznie lepiej.
- Co jest, Smoku? – do chłopaka dosiadła się Pansy.
- Nic takiego. Luźne przemyślenia. – uśmiechnął się do niej.
Gdy byli sami, Pansy zachowywała się bardzo w porządku. Nie raz próbował jej powiedzieć, że w takim wydaniu jest dużo lepsza, ale dziewczyna zawsze urywała temat. Nie chciała o tym słuchać. Zaletą udawania idiotki jest to, że ludzie rzeczywiście zaczynają cię tak traktować. Nie zwracają na ciebie uwagi, a to jest to, czego właśnie potrzebowała. Po tylu przeżyciach postanowiła, że tak będzie lepiej. Draco nie mógł jej za to winić. Każdy z nich miał swój sposób na odreagowanie wojny. On chciał się zmienić.
- Wiesz, co myślę? – spojrzała na niego z troską. – Myślę, że potrzebujesz się rozerwać. Śmigamy na parkiet.
- Masz rację – uniósł kąciki ust. – Można panią prosić do tańca?
Ukłonił się i podał jej rękę.
- Oh, panie Malfoy. To byłby zaszczyt – chwyciła jego dłoń i razem poszli na parkiet.
~*~
- Blaise, zaraz zwymiotuję! – zaśmiała się pomiędzy obrotami Lea.
- Cóż, tego chyba byśmy nie chcieli – jak na zawołanie chłopak przestał kręcić Puchonką.
- Dzięki ci, Merlinie – dziewczyna uniosła oczy ku górze.
- Ej, ranisz! – Zabini udał załamanego.
- Przecież wiesz, że tańczysz genialnie. Po prostu czasem cię ponosi – Lea cmoknęła chłopaka w policzek. Obróciła się w prawo. Obok nich na parkiecie szaleli Draco i Pansy.
- Hej, Diable! Czy oni coś tego?
- Nie, nie, coś ty! Myślę, że oni są tylko przyjaciółmi. A teraz wybacz, ale muszę rozerwać pewną Gryfonkę – mrugnął do niej.
- Nie ma sprawy, myślę, że ci troszkę pomogę.
Razem skierowali się do Ginny i Harry’ego, którzy siedzieli przy barze i rozmawiali ściszonymi głosami.
- Co się stało moim Gryfiątkom? Czyżbyście się nie bawili dobrze? – Blaise udał bardzo zatroskanego.
- Spylaj, Zabini – warknęła Weasley.
- Spokojnie, schowaj te pazury, Lwico. Chciałem jedynie skraść ci jeden taniec. Jeśli mi odmówisz, będę musiał się upić, a potem pociąć… - chłopak ciężko udał na stołku.
- Ginny, chyba mu nie odmówisz? – zaśmiała się Lea. – Spójrz tylko na niego.
Blaise siedział ze spuszczoną głową, gdy Ruda spojrzała na niego, podniósł na nią wzrok pełen nadziei. Ginny sama nie wiedziała, czy lubi chłopaka, czy nie. Imponował jej z każdym dniem coraz bardziej. Nie dość, że był nieziemsko przystojny, to jeszcze wpuścił jej brata. Dziewczyna zaczynała do niego czuć coś na kształt sympatii. Ale wciąż był cynicznym, wrednym Ślizgonem. A jednak patrzył na nią, jak nikt dotąd. A może jednak da mu szansę?
- Masz jedną szansę, Zabini.
Chłopak niemalże zeskoczył ze stołka, chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął ja na parkiet, krzycząc.
- Nie pożałujesz!
Harry pokręcił głową, przyglądając się Ginny.
- Ona na niego prędzej czy później poleci – odezwał się do Lei.
- Myślę, że to będzie prędzej – uśmiechnęła się do niego i usiadła. – Ale myślę, że ona też mu się podoba.
- Jesteś pewna? Nie ufam mu do końca. Byleby jej nie wykorzystał.
Puchonka zastanowiła się, czy Harry też tak by się troszczył o nią. Chociaż Harry troszczył się o wszystkich. Westchnęła. Nie wiedziała, jak delikatnie mu pokazać, że jest nim zainteresowana. Wybraniec chciał teraz odpocząć od wszystkiego. Nie chciała mu się narzucać. Westchnęła jeszcze raz, ściągając tym samym uwagę jej towarzysza.
Harry bardzo chciał zatańczyć z Leą, ale bał się, że odmówi, albo że ją nadepnie. Tak, to by było w jego stylu.  
„Kurczę” pomyślał. „Do odważnych świat należy, dałeś radę samemu Voldemortowi. Lea jest mniej straszna”
- Lea… Eee, no to może, ee. Chciałabyś zatańczyć? – przeklinał w myślach swoją elokwencję.

- Pewnie, Harry – oczy dziewczyny zalśniły.

~*~

Wróciłam!
Po długiej przerwie, ale jestem! 
Rozdział miał byś troszeczkę dłuższy, ale ucięłam go, żeby w przyszłym wpisie, bardziej przybliżyć Wam spacer Mionki i Jacka <3 Postaram się skupić na uczuciach, ale niczego nie obiecuję!
I proszę jeżeli czytasz to skomentuj, to zawsze motywuje :D
Dobranoc, Miśki ;3
Jess

czwartek, 16 października 2014

Krótkie ogłoszenie

Przepraszam bardzo za tak długą nieobecność, ale szkoła dała się we znaki. Teraz wyszłam na prostą i już powinno być dobrze ;)
Kolejny rozdział jeżeli nie pojawi się w ten weekend, to na 100% opublikuje go w następnym tygodniu. I myślę, że od kolejnego wpisu, kolejne będą się pojawiać systematycznie, bo chyba potrzebuję większego bata nad sobą ;) Jak chyba większość z nas.
Mam nadzieję, że taka przerwa nie zniechęciła Was i będziecie dalej czytały moje wypociny :D
A co u Was słychać?
Pozdrawiam gorąco,
Jess

czwartek, 25 września 2014

Rozdział 11 "Potężny ród, co symbol władzy przez wieki miał,"

Rozdział 11
Hermiona po wszystkich lekcjach wróciła do swojego dormitorium. Od razu skierowała się do sypialni i położyła się na miękkim łóżku. To pierwszy tydzień szkoły, a nauczyciele już dali znać, że będzie ciężko. Jako że w tym roku kończą nauczanie egzaminami, każdy z profesorów chce, aby jego przedmiot wypadł jak najlepiej. Jeszcze nie dostali zadań domowych czy esejów do napisania, za to wszyscy uczniowie siódmego roku w Hogwarcie zobaczyli listę około pięćdziesięciu tytułów książek m.in. z obrony przed czarną magią, numerologii, transmutacji, które powinni przeczytać do końca tego semestru. Gryfonka nie zamierzała pominąć ani jednej z tych lektur. Marzyła o świetnie zdanych OWTM-ach. Nie chodziło o to, że zależało jej tylko na ocenach czy wynikach. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta wiedza kiedyś się przyda, dlatego uczyła się głównie dla siebie. Dla własnej satysfakcji i zaspokojenia ciekawości. Aczkolwiek wizja egzaminów ją przerażała. Cały czas obawiała się, że jej się nie uda, że czegoś zapomni, że czegoś nie doczyta. Bała się tego, że od tych wyników zależy jej dalsze życie. Jeżeli coś jej nie wyjdzie może nie znaleźć pracy. Wiedziała, że musi byś świetnie przygotowana do testów. Przysięgła sobie, że nie będzie marnowała czasu i postara się w pełni wykorzystać ten rok szkolny, aby potem niczego nie żałować. Nagle poczuła energię wypełniającą ją od wewnątrz. Na pewno nie będzie teraz leżeć i się lenić! Wygramoliła się z łóżka i podeszła do regału. Jej biblioteka zwiększała się z dnia na dzień, z czego była bardzo zadowolona. Z ciekawością musnęła ręką kilka nowo nabytych lektur i po długich chwilach namysłu wybrała „Eliksiry po mistrzowsku”. Gdy tylko otworzyła książkę, usłyszała donośnie pukanie w szybę. Zaskoczona wpuściła sowę do pokoju. Ptak natychmiast podleciał do biurka i dumnie wyciągnął nóżkę z przywiązanym pergaminem. Hermiona uśmiechnęła się, widząc zachowanie puchacza.
- Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak wyniosłej sowy – delikatnie pokręciła głową, odplątując zwój.
Hermiona już zabierała się za czytanie, ale przerwało jej pohukiwanie.
- Co byś chciała? – Gryfonka zaczęła zastanawiać się, kto mógłby być właścicielem tak pysznej płomykówki.
Ptak jeszcze raz wydał z siebie dźwięk i podfrunął do torby dziewczyny. Zaciekawiona Hermiona zajrzała do środka i zaśmiała się, wyjmując paczkę przysmaków dla sów. Miała zamiar pójść dokarmić zwierzątka w sowiarni, ale jak widać nie było jej to dane. Płomykówce zalśniły radośnie oczy na widok jedzenia. Gdy tylko sowa porwała w swój dziób jeden ze smakołyków, skinęła lekko głową i wyleciała z pomieszczenia. Hermiona jeszcze bardziej zaintrygowana usiadła i zaczęła czytać.

Kochana Hermiono!
Na samym początku przepraszam Cię, za przekazanie tego listu przez wyjątkowo irytującą sowę Zabiniego… Strasznie zuchwała (zresztą tak jak jej właściciel), ale nie miałem wyjścia. Muszę koniecznie zaopatrzyć się we własne zwierzątko.
Mam nadzieję, że to iż trafiłem do Slytherinu nie zmieni w żaden sposób naszych relacji! Dlatego chciałbym cię na początku zaprosić na małą imprezę zaplanowaną przez Blaise’a. Koniec pierwszego tygodnia i te sprawy. Potem już może nie być czasu! Możesz wziąć ze sobą kogo chcesz. Z tego co wiem, Lea się wybiera, dlatego serdecznie zachęcam!
Jeżeli jednak nie chcesz uczestniczyć w tej imprezie, to może udałoby mi się skusić Cię na spacer po błoniach? Co Ty na to?
Całuję ,
Jack

Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy na jej twarz wstąpił uśmiech. Mały gest, a jednak porusza. Jeszcze nikt z poza Domu Lwa nie zaprosił jej na żadną imprezę. Co prawda, nie przeszło jej nawet przez myśl, żeby brać w niej udział, a jednak cieszyła się niczym małe dziecko. Szybko zgarnęła czysty pergamin, chwyciła pióro i zaczęła pisać.

Drogi Jack!

Nie dane jej było skończyć, ponieważ sekundę po postawieniu kropki pod wykrzyknikiem, po raz kolejny tego dnia usłyszała pukanie. Ledwie otworzyła drzwi, a do jej pokoju wpadła Lea z Ginny.
- Mionka! Jak tam? – zaczęła wesoło Lea, siadając na jednym ze szkarłatnych foteli.
- W sumie całkiem dobrze. Wróciłam padnięta z lekcji, ale odzyskałam na nowo energię – uśmiechnęła się do dziewczyn.
- To świetnie! W takim razie idziesz z nami! – krzyknęła uradowana Ginny.
- Hola, hola! Dokąd? – Hermiona postanowiła trochę uspokoić rudowłosą. Najmłodsza  z Weasley’ów była zdecydowanie zbyt porywczą osobą, co notabene odziedziczyła po matce.
- Idziemy się trochę rozerwać. Chodź z nami. Trochę odpoczniesz psychicznie – zachęcała Lea.
- Mówicie o tym, co organizuje Zabini?
-Tak! Nie wierzę! Naprawdę chcesz iść?! – Ginny poderwała się z kanapy, aż Hermionie zrobiło się żal, że musi pozbawiać ją złudzeń.
- Nie. To naprawdę nie dla mnie. Właśnie miałam odpisać Jackowi, że dziękuję za zaproszenie, ale odmówię. To nie mój klimat, przecież wiecie – uśmiechnęła się delikatnie w stronę przyjaciółek. – Ale wy idźcie śmiało. Możliwe, że nie będę dzisiaj sama. Jack chyba wiedział, że nie pójdę, dlatego zaoferował jeszcze spacer, na który zamierzałam się zgodzić.
- Naprawdę? To świetnie. Lubię tego Harrisona, wydaje się być w porządku – Lea wstała, rozglądając się po pokoju. – Masz może coś do picia?
-Pewnie. Druga szafka od lewej – Hermiona uwielbiała tę cechę u Lei. Czuła się jak u siebie, jednak nigdy nie nadużywała gościnności gospodarza.
-Ale Miona pamiętaj, że musisz trochę zgrywać niedostępną. Żeby nie myślał, że uśmiechnie się do ciebie uroczo i już ma cię owiniętą wokół palca!
Ginny zawsze służyła dobrą radą. Wiedziała sporo o męskiej psychice, albowiem całe życie wychowywała się z gromadą braci. Czynnik ten bardzo wpłynął na charakter dziewczyny. Gryfonka była odważna i stanowcza. Potrafiła poustawiać ludzi, jak chciała. Jednocześnie była bardzo atrakcyjna. Przez długi czas tkwiła w miejscu zauroczona w Harrym, jednak oboje po krótkiej próbie związku stwierdzili, że „to nie jest to”. Ginny do dzisiaj się śmieje, że całowanie się z Harrym było okropne. Mówiła, że czuła się, jakby całowała brata.
- Spokojnie, zapamiętam. Ale wyobrażasz sobie mnie, zbywającą jednym słowem chłopaka, bo muszę być „niedostępna”?
Dziewczyny zaśmiały się, widząc oczyma wyobraźni taką scenerię.
- Prawda, ale czasem musisz! Kiedyś Dean mi powiedział, że chłopacy oceniają dziewczyny, biorąc pod uwagę trzy kategorię. Charakter, wygląd i właśnie dostępność. Jeżeli którekolwiek z tych kryteriów jest bardzo wysokie lecą na daną dziewczynę. Płytkie, ale mężczyźni tak patrzą – pokręciła głową z dezaprobatą najmłodsza z Gryfonek.
Zanim Hermiona zdążyła otworzyć usta, ktoś znów pukał do drzwi. Chwyciła za klamkę i do pokoju wszedł Harry. Uśmiechnął się szeroko na widok Lei, lecz szybko zszedł mu z twarzy, kiedy przypomniał sobie po co przyszedł. Zaraz za nim pojawił się Ron.
-Co się stało Harry? – zmarszczyła czoło panna Granger, widząc zaniepokojenie wymalowane na jego twarzy. Ron również stąpał w miejscu niespokojnie.
- Mamy problem, Hermiono. Dzisiaj gdy McGonagall rozmawiała z profesor Trelawney na temat systemu nauczania, wróżka miała jakby wizję. Początkowo dyrektorka zignorowała to. Wiecie, jaka jest Trelawney. Ma różne pomysły. Ale po powrocie do gabinetu czekało na nią mnóstwo sów. Wszystkie przyniosły tą samą wiadomość. Okazuje się, że inni wróżbici również zaczęli wypowiadać te słowa. Pewną przepowiednię. McGonagall postanowiła, że przekaże mi ją od razu, żebym nie był zaskoczony i aby nie powtórzyła się sytuacja jak z Dumledore’em, że trzymał wiele sekretów, znaczących sekretów, o których dowiadywaliśmy się przez przypadek. W każdym razie już dochodzę do sedna sprawy. Przepowiednia brzmi:
Potężny ród, co symbol władzy przez wieki miał,
Odzyskać, co zabrane bezwzględnie będzie chciał.
Chaos i zamęt boleśnie wprowadzą w nasz świat.
Pokonać ich może tylko z nienawiści kwiat.
Wybraniec, co ze smokami powiązanie ma
Smak miłości i zdrady po raz pierwszy zazna.
Zwinnością nabytą w Quidditchu wykaże się,
A pomoc jedynie przeciwieństwo przyniesie.
                                                                    
Wszyscy zamilkli, słysząc te słowa. Hermiona nie zdziwiła się, że chłopak od razu zapamiętał wszystko. Takich rzeczy nie trzeba powtarzać. Atmosfera wyraźnie zgęstniała. Każdy dokładnie analizował słowa, które usłyszał. Ciszę przerwał Harry.
- McGonagall mówi, że to jedna z tych „Wielkich Przepowiedni”, więc może być spełniona teraz lub za tysiące lat. Jednak słysząc słowo „Wybraniec” mam ciary na plecach – powiedział Harry, po czym opadł ciężko na fotel.
- Harry, spokojnie. Może nie o ciebie chodzi? – uspokoić chłopaka spróbowała Puchonka.
- Właśnie, Harry. „Z nienawiści zrodzony kwiat”?  Przecież twoi rodzice bardzo kochali ciebie i siebie nawzajem również – Hermiona starała się prawidłowo interpretować słowa przepowiedni.
- Też tak pomyślałem. Ale kiedy szedłem do was, usłyszałem rozmowę Prawie Bezgłowego Nicka z jakąś postacią z obrazu. Mówili, że być może to o Voldemorcie. On mnie nienawidził. Kto wie jak mogłyby się potoczyć moje losy gdyby nie to?
- Nie wydaje mi się – pokręciła głową Ginny. – Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale potężne rody teraz już praktycznie nie istnieją. Ród Blacków. Nie ma prawie nikogo o takim nazwisku, Malfoy’owie są słabi po wojnie, tak jak Greengrassowie. Z potężnych rodów kojarzę jeszcze Peverellów, ale ich już nie od tysiącleci.
- Nottowie, z tego co wiem, też się nawrócili – dodała Hermiona.
- Sam widzisz Harry, że trzeba poczekać jeszcze trochę, zanim jakikolwiek ród w dzisiejszych czasach będzie można uznać za potężny – podsumowała Lea.
- Ostatnie co należy robić, to siedzieć i się zamartwiać, aż coś się stanie. Uwierz mi, Harry – Ginny podeszła do chłopaka i położyła mu dłoń na plecach, aby dodać mu otuchy.
- Mówiłem ci – odezwał się w końcu Ron. – Ty już swoje w tym świecie odegrałeś. Teraz przyszła kolej na kogoś innego.
- Kiedyś czytałam, że w roku dwusetnym pojawiła się przypowieść jak teraz. Wielka przepowiednia. O trzech magicznych przedmiotach, potężnych przedmiotach. Insygniach śmierci. Jednak przepowiednia sprawdziła się dopiero po ośmiuset latach, Harry. Ośmiuset – podkreśliła Hermiona.- Myślę, że nie będzie nam dane oglądać tego – pokrzepiająco uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Nie będziesz mi tu siedział i się zamartwiał. Nikt z nas nie będzie – Puchonka postanowiła postawić na nogi towarzystwo. – Inaczej życie nie ma sensu. A żebyście nie siedzieli i nie myśleli o tym cały czas, idziemy wszyscy się trochę rozerwać.
Dziewczyna początkowo została spiorunowana wzrokiem. Ale po chwili Ginny zrozumiała jej przekaz.
- Lea ma rację. Co możemy zmienić, siedząc tu i się martwiąc? Poczekajmy na bieg wydarzeń. Możliwe jest, że tu nie chodzi nawet o Wielką Brytanię. To może stać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, a siedząc i dołując się nic nie zdziałamy – wstała i spojrzała na zegarek. – Za pół godziny widzę was wszystkich przed portretem Grubej Damy. Pójdziemy na tę imprezę i chociaż na chwilę zapomnijmy…
- Ja spasuję  - Hermiona delikatnie się uśmiechnęła. – Mam już plany.
Widząc pytające spojrzenie chłopaków, chciała wytłumaczyć, gdy przerwała jej Ginny.
-Nie was interes panowie! A teraz my się zmywamy, ty odpowiedz Sama-Wiesz-Komu i pamiętaj, o czym ci mówiłam! – Ginny chwyciła za nadgarstki chłopaków i wyprowadziła ich z dormitorium Hermiony. Lea tylko mrugnęła do Gryfonki i wyszła szybkim krokiem, chcąc dogonić Ginny.

Hermiona usiadła przed biurkiem. Bała się. Naprawdę bała się tego, co powiedział Harry. Miała już dość wszelkich wojen. Miała dość ofiar. Wystarczyły tylko myśli o Fredzie, Lupinie, Tonks… A ból zalewał jej ciało. Było to jedno z najgorszych uczuć. Ból psychiczny wymieszany z bezradnością. Wszyscy starali się żyć normalnie, ale wojna odcisnęła piętno na każdym, kto brał w niej udział. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy po policzku popłynęła jej samotna łza. Wytarła ją skrawkiem rękawa. To była przeszłość. Polegli na pewno nie chcieliby, aby teraz siedzieć i płakać nad ich losem. Hermiona również pragnęłaby, aby jej najbliżsi żyli dalej, byli szczęśliwi. Dlatego chwyciła ponownie pióro, aby odpisać Jackowi, że chętnie wyjdzie z nim na spacer.
~*~

Witam! 
Wiem, że teraz rozdziały pojawiają się dość rzadko, ale w najbliższym czasie nie zanosi się, żebym mogła zamieszczać je częściej. Myślę, że co dwa tygodnie powinien się pojawiać rozdział :)
Szkoła, szkoła, szkoła...
Jeszcze weekendy mam zajęte gośćmi. Eh, ciężkie życie xD
Chciałam dodać rozdział na urodziny, ale mi się nie udało. :(
Ah i wiem, że mało Draco, ale spokojnie jeszcze się doczekacie ^^
A jak Wam leci to życie? 
Całuję,
Jess