Rozdział 11
Hermiona po wszystkich lekcjach wróciła do swojego dormitorium. Od razu
skierowała się do sypialni i położyła się na miękkim łóżku. To pierwszy tydzień
szkoły, a nauczyciele już dali znać, że będzie ciężko. Jako że w tym roku
kończą nauczanie egzaminami, każdy z profesorów chce, aby jego przedmiot wypadł
jak najlepiej. Jeszcze nie dostali zadań domowych czy esejów do napisania, za
to wszyscy uczniowie siódmego roku w Hogwarcie zobaczyli listę około
pięćdziesięciu tytułów książek m.in. z obrony przed czarną magią, numerologii,
transmutacji, które powinni przeczytać do końca tego semestru. Gryfonka nie
zamierzała pominąć ani jednej z tych lektur. Marzyła o świetnie zdanych OWTM-ach.
Nie chodziło o to, że zależało jej tylko na ocenach czy wynikach. Zdawała sobie
sprawę z tego, że ta wiedza kiedyś się przyda, dlatego uczyła się głównie dla
siebie. Dla własnej satysfakcji i zaspokojenia ciekawości. Aczkolwiek wizja
egzaminów ją przerażała. Cały czas obawiała się, że jej się nie uda, że czegoś
zapomni, że czegoś nie doczyta. Bała się tego, że od tych wyników zależy jej
dalsze życie. Jeżeli coś jej nie wyjdzie może nie znaleźć pracy. Wiedziała, że
musi byś świetnie przygotowana do testów. Przysięgła sobie, że nie będzie
marnowała czasu i postara się w pełni wykorzystać ten rok szkolny, aby potem
niczego nie żałować. Nagle poczuła energię wypełniającą ją od wewnątrz. Na
pewno nie będzie teraz leżeć i się lenić! Wygramoliła się z łóżka i podeszła do
regału. Jej biblioteka zwiększała się z dnia na dzień, z czego była bardzo
zadowolona. Z ciekawością musnęła ręką kilka nowo nabytych lektur i po długich
chwilach namysłu wybrała „Eliksiry po mistrzowsku”. Gdy tylko otworzyła
książkę, usłyszała donośnie pukanie w szybę. Zaskoczona wpuściła sowę do
pokoju. Ptak natychmiast podleciał do biurka i dumnie wyciągnął nóżkę z
przywiązanym pergaminem. Hermiona uśmiechnęła się, widząc zachowanie puchacza.
- Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak wyniosłej sowy – delikatnie
pokręciła głową, odplątując zwój.
Hermiona już zabierała się za czytanie, ale przerwało jej pohukiwanie.
- Co byś chciała? – Gryfonka zaczęła zastanawiać się, kto mógłby być
właścicielem tak pysznej płomykówki.
Ptak jeszcze raz wydał z siebie dźwięk i podfrunął do torby dziewczyny.
Zaciekawiona Hermiona zajrzała do środka i zaśmiała się, wyjmując paczkę
przysmaków dla sów. Miała zamiar pójść dokarmić zwierzątka w sowiarni, ale jak
widać nie było jej to dane. Płomykówce zalśniły radośnie oczy na widok
jedzenia. Gdy tylko sowa porwała w swój dziób jeden ze smakołyków, skinęła
lekko głową i wyleciała z pomieszczenia. Hermiona jeszcze bardziej
zaintrygowana usiadła i zaczęła czytać.
Kochana Hermiono!
Na samym początku przepraszam
Cię, za przekazanie tego listu przez wyjątkowo irytującą sowę Zabiniego…
Strasznie zuchwała (zresztą tak jak jej właściciel), ale nie miałem wyjścia.
Muszę koniecznie zaopatrzyć się we własne zwierzątko.
Mam nadzieję, że to iż trafiłem
do Slytherinu nie zmieni w żaden sposób naszych relacji! Dlatego chciałbym cię
na początku zaprosić na małą imprezę zaplanowaną przez Blaise’a. Koniec
pierwszego tygodnia i te sprawy. Potem już może nie być czasu! Możesz wziąć ze
sobą kogo chcesz. Z tego co wiem, Lea się wybiera, dlatego serdecznie zachęcam!
Jeżeli jednak nie chcesz
uczestniczyć w tej imprezie, to może udałoby mi się skusić Cię na spacer po
błoniach? Co Ty na to?
Całuję ,
Jack
Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy na jej twarz wstąpił uśmiech. Mały
gest, a jednak porusza. Jeszcze nikt z poza Domu Lwa nie zaprosił jej na żadną
imprezę. Co prawda, nie przeszło jej nawet przez myśl, żeby brać w niej udział,
a jednak cieszyła się niczym małe dziecko. Szybko zgarnęła czysty pergamin,
chwyciła pióro i zaczęła pisać.
Drogi Jack!
Nie dane jej było skończyć, ponieważ sekundę po postawieniu kropki pod
wykrzyknikiem, po raz kolejny tego dnia usłyszała pukanie. Ledwie otworzyła
drzwi, a do jej pokoju wpadła Lea z Ginny.
- Mionka! Jak tam? – zaczęła wesoło Lea, siadając na jednym ze
szkarłatnych foteli.
- W sumie całkiem dobrze. Wróciłam padnięta z lekcji, ale odzyskałam na
nowo energię – uśmiechnęła się do dziewczyn.
- To świetnie! W takim razie idziesz z nami! – krzyknęła uradowana Ginny.
- Hola, hola! Dokąd? – Hermiona postanowiła trochę uspokoić rudowłosą.
Najmłodsza z Weasley’ów była
zdecydowanie zbyt porywczą osobą, co notabene odziedziczyła po matce.
- Idziemy się trochę rozerwać. Chodź z nami. Trochę odpoczniesz
psychicznie – zachęcała Lea.
- Mówicie o tym, co organizuje Zabini?
-Tak! Nie wierzę! Naprawdę chcesz iść?! – Ginny poderwała się z kanapy,
aż Hermionie zrobiło się żal, że musi pozbawiać ją złudzeń.
- Nie. To naprawdę nie dla mnie. Właśnie miałam odpisać Jackowi, że
dziękuję za zaproszenie, ale odmówię. To nie mój klimat, przecież wiecie –
uśmiechnęła się delikatnie w stronę przyjaciółek. – Ale wy idźcie śmiało.
Możliwe, że nie będę dzisiaj sama. Jack chyba wiedział, że nie pójdę, dlatego
zaoferował jeszcze spacer, na który zamierzałam się zgodzić.
- Naprawdę? To świetnie. Lubię tego Harrisona, wydaje się być w porządku
– Lea wstała, rozglądając się po pokoju. – Masz może coś do picia?
-Pewnie. Druga szafka od lewej – Hermiona uwielbiała tę cechę u Lei.
Czuła się jak u siebie, jednak nigdy nie nadużywała gościnności gospodarza.
-Ale Miona pamiętaj, że musisz trochę zgrywać niedostępną. Żeby nie
myślał, że uśmiechnie się do ciebie uroczo i już ma cię owiniętą wokół palca!
Ginny zawsze służyła dobrą radą. Wiedziała sporo o męskiej psychice,
albowiem całe życie wychowywała się z gromadą braci. Czynnik ten bardzo wpłynął
na charakter dziewczyny. Gryfonka była odważna i stanowcza. Potrafiła
poustawiać ludzi, jak chciała. Jednocześnie była bardzo atrakcyjna. Przez długi
czas tkwiła w miejscu zauroczona w Harrym, jednak oboje po krótkiej próbie
związku stwierdzili, że „to nie jest to”. Ginny do dzisiaj się śmieje, że
całowanie się z Harrym było okropne. Mówiła, że czuła się, jakby całowała
brata.
- Spokojnie, zapamiętam. Ale wyobrażasz sobie mnie, zbywającą jednym
słowem chłopaka, bo muszę być „niedostępna”?
Dziewczyny zaśmiały się, widząc oczyma wyobraźni taką scenerię.
- Prawda, ale czasem musisz! Kiedyś Dean mi powiedział, że chłopacy
oceniają dziewczyny, biorąc pod uwagę trzy kategorię. Charakter, wygląd i
właśnie dostępność. Jeżeli którekolwiek z tych kryteriów jest bardzo wysokie
lecą na daną dziewczynę. Płytkie, ale mężczyźni tak patrzą – pokręciła głową z
dezaprobatą najmłodsza z Gryfonek.
Zanim Hermiona zdążyła otworzyć usta, ktoś znów pukał do drzwi. Chwyciła
za klamkę i do pokoju wszedł Harry. Uśmiechnął się szeroko na widok Lei, lecz
szybko zszedł mu z twarzy, kiedy przypomniał sobie po co przyszedł. Zaraz za
nim pojawił się Ron.
-Co się stało Harry? – zmarszczyła czoło panna Granger, widząc
zaniepokojenie wymalowane na jego twarzy. Ron również stąpał w miejscu
niespokojnie.
- Mamy problem, Hermiono. Dzisiaj gdy McGonagall rozmawiała z profesor
Trelawney na temat systemu nauczania, wróżka miała jakby wizję. Początkowo
dyrektorka zignorowała to. Wiecie, jaka jest Trelawney. Ma różne pomysły. Ale
po powrocie do gabinetu czekało na nią mnóstwo sów. Wszystkie przyniosły tą
samą wiadomość. Okazuje się, że inni wróżbici również zaczęli wypowiadać te
słowa. Pewną przepowiednię. McGonagall postanowiła, że przekaże mi ją od razu,
żebym nie był zaskoczony i aby nie powtórzyła się sytuacja jak z Dumledore’em,
że trzymał wiele sekretów, znaczących sekretów, o których dowiadywaliśmy się
przez przypadek. W każdym razie już dochodzę do sedna sprawy. Przepowiednia
brzmi:
Potężny ród, co symbol władzy przez wieki
miał,
Odzyskać, co zabrane bezwzględnie będzie
chciał.
Chaos i zamęt boleśnie wprowadzą w nasz
świat.
Pokonać ich może tylko z nienawiści kwiat.
Wybraniec, co ze smokami powiązanie ma
Smak miłości i zdrady po raz pierwszy zazna.
Zwinnością nabytą w Quidditchu wykaże się,
A pomoc jedynie przeciwieństwo przyniesie.
Wszyscy zamilkli, słysząc te słowa. Hermiona nie zdziwiła się, że chłopak
od razu zapamiętał wszystko. Takich rzeczy nie trzeba powtarzać. Atmosfera
wyraźnie zgęstniała. Każdy dokładnie analizował słowa, które usłyszał. Ciszę
przerwał Harry.
- McGonagall mówi, że to jedna z tych „Wielkich Przepowiedni”, więc może
być spełniona teraz lub za tysiące lat. Jednak słysząc słowo „Wybraniec” mam
ciary na plecach – powiedział Harry, po czym opadł ciężko na fotel.
- Harry, spokojnie. Może nie o ciebie chodzi? – uspokoić chłopaka
spróbowała Puchonka.
- Właśnie, Harry. „Z nienawiści zrodzony kwiat”? Przecież twoi rodzice bardzo kochali ciebie i
siebie nawzajem również – Hermiona starała się prawidłowo interpretować słowa
przepowiedni.
- Też tak pomyślałem. Ale kiedy szedłem do was, usłyszałem rozmowę Prawie
Bezgłowego Nicka z jakąś postacią z obrazu. Mówili, że być może to o
Voldemorcie. On mnie nienawidził. Kto wie jak mogłyby się potoczyć moje losy
gdyby nie to?
- Nie wydaje mi się – pokręciła głową Ginny. – Nie mam pojęcia, o co
chodzi, ale potężne rody teraz już praktycznie nie istnieją. Ród Blacków. Nie
ma prawie nikogo o takim nazwisku, Malfoy’owie są słabi po wojnie, tak jak
Greengrassowie. Z potężnych rodów kojarzę jeszcze Peverellów, ale ich już nie
od tysiącleci.
- Nottowie, z tego co wiem, też się nawrócili – dodała Hermiona.
- Sam widzisz Harry, że trzeba poczekać jeszcze trochę, zanim jakikolwiek
ród w dzisiejszych czasach będzie można uznać za potężny – podsumowała Lea.
- Ostatnie co należy robić, to siedzieć i się zamartwiać, aż coś się
stanie. Uwierz mi, Harry – Ginny podeszła do chłopaka i położyła mu dłoń na
plecach, aby dodać mu otuchy.
- Mówiłem ci – odezwał się w końcu Ron. – Ty już swoje w tym świecie
odegrałeś. Teraz przyszła kolej na kogoś innego.
- Kiedyś czytałam, że w roku dwusetnym pojawiła się przypowieść jak
teraz. Wielka przepowiednia. O trzech magicznych przedmiotach, potężnych
przedmiotach. Insygniach śmierci. Jednak przepowiednia sprawdziła się dopiero
po ośmiuset latach, Harry. Ośmiuset – podkreśliła Hermiona.- Myślę, że nie
będzie nam dane oglądać tego – pokrzepiająco uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Nie będziesz mi tu siedział i się zamartwiał. Nikt z nas nie będzie –
Puchonka postanowiła postawić na nogi towarzystwo. – Inaczej życie nie ma
sensu. A żebyście nie siedzieli i nie myśleli o tym cały czas, idziemy wszyscy
się trochę rozerwać.
Dziewczyna początkowo została spiorunowana wzrokiem. Ale po chwili Ginny
zrozumiała jej przekaz.
- Lea ma rację. Co możemy zmienić, siedząc tu i się martwiąc? Poczekajmy
na bieg wydarzeń. Możliwe jest, że tu nie chodzi nawet o Wielką Brytanię. To
może stać się gdziekolwiek i kiedykolwiek, a siedząc i dołując się nic nie
zdziałamy – wstała i spojrzała na zegarek. – Za pół godziny widzę was
wszystkich przed portretem Grubej Damy. Pójdziemy na tę imprezę i chociaż na
chwilę zapomnijmy…
- Ja spasuję - Hermiona delikatnie
się uśmiechnęła. – Mam już plany.
Widząc pytające spojrzenie chłopaków, chciała wytłumaczyć, gdy przerwała
jej Ginny.
-Nie was interes panowie! A teraz my się zmywamy, ty odpowiedz
Sama-Wiesz-Komu i pamiętaj, o czym ci mówiłam! – Ginny chwyciła za nadgarstki
chłopaków i wyprowadziła ich z dormitorium Hermiony. Lea tylko mrugnęła do
Gryfonki i wyszła szybkim krokiem, chcąc dogonić Ginny.
Hermiona usiadła przed biurkiem. Bała się. Naprawdę bała się tego, co
powiedział Harry. Miała już dość wszelkich wojen. Miała dość ofiar. Wystarczyły
tylko myśli o Fredzie, Lupinie, Tonks… A ból zalewał jej ciało. Było to jedno z
najgorszych uczuć. Ból psychiczny wymieszany z bezradnością. Wszyscy starali
się żyć normalnie, ale wojna odcisnęła piętno na każdym, kto brał w niej
udział. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy po policzku popłynęła jej samotna
łza. Wytarła ją skrawkiem rękawa. To była przeszłość. Polegli na pewno nie
chcieliby, aby teraz siedzieć i płakać nad ich losem. Hermiona również
pragnęłaby, aby jej najbliżsi żyli dalej, byli szczęśliwi. Dlatego chwyciła
ponownie pióro, aby odpisać Jackowi, że chętnie wyjdzie z nim na spacer.
~*~
Witam!
Wiem, że teraz rozdziały pojawiają się dość rzadko, ale w najbliższym czasie nie zanosi się, żebym mogła zamieszczać je częściej. Myślę, że co dwa tygodnie powinien się pojawiać rozdział :)
Szkoła, szkoła, szkoła...
Jeszcze weekendy mam zajęte gośćmi. Eh, ciężkie życie xD
Chciałam dodać rozdział na urodziny, ale mi się nie udało. :(
Ah i wiem, że mało Draco, ale spokojnie jeszcze się doczekacie ^^
A jak Wam leci to życie?
Całuję,
Jess