Hermiona wróciła do
dormitorium z zamiarem napisania listu do Harry’ego. Zastanawiała się, kogo jeszcze
mogłaby wziąć ze sobą do Zakazanego Lasu. Potrzebuje trzech osób, pozostałe
dwie wybierze Malfoy. Pierwsza na myśl przyszła jej Puchonka. Lea zawsze była
dobra w takich rzeczach. Często odkrywała na podstawie kilku danych, jak
poszczególna osoba może się zachować. Dzięki temu wiedziała, dokąd też ona poszła.
Gryfonka pomyślała o kimś innym. Ginny często zauważała rzeczy, których inni
nie dostrzegali. Zazwyczaj była to ogromna zaleta. Chociaż zdarzały się dni,
kiedy Miona była zdołowana, starała się to ukryć, a rudowłosa osóbka zawsze widziała
przygnębienie przyjaciółki. Ginny zawsze znajdowała zgubione klucze, kolczyki,
a nawet pojedyncze perełki. Tak, zdecydowanie powinna pójść. Hermiona stwierdziła,
że to chyba koniec listy. Usiadła do biurka, przywołała trzy pergaminy,
chwyciła za pióro i zaczęła pisać.
***
O dwunastej
przyjaciele spotkali się przed głównym wejściem, wyczekując Malfoy’a oraz
nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami.
- Powinni już tu być
– niecierpliwiła się Hermiona.
- Zaraz przyjdą,
spokojnie Miona – uspokajał ją Harry.
-Jak to zaraz
przyjdą?! Harry, wiesz, jak w tym lesie jest niebezpiecznie? Biedna dziewczynka...
A Malfoy i jego banda bez sensu brykających wokół niego gumochłonów będą się
spóźniać, bo co? Bo musieli najpierw ułożyć sobie włoski? Bo…
- Bo zawitali najpierw
u pana Adama. Spokojnie Granger, wiem, że nie mogłaś doczekać się spotkania z
nami. Chociaż osobiście Ci doradzę, że jeśli ktoś Ci się podoba, nie nazywaj go
„bezsensu brykającym gumochłonem”, bo to nie działa złotko – mrugnął Zabini,
przerywając jednocześnie Gryfonce.
– A co do włosów -
dodał Malfoy. - Nie musze sobie ich
układać, one naturalnie są perfekcyjne – uśmiechnął się szarmancko w stronę
Lei.
Hermiona westchnęła
i przewróciła oczami.
- Gdzie profesor
Weast? – zapytała.
- Już jestem! – zawołał
nauczyciel, w pośpiechu zakładając szatę. – Wybaczcie mi spóźnienie, byłem u
profesor McGonagall. Prosiła, abyście podzielili się na dwie grupy.
Uczniowie spojrzeli
na siebie niepewnie. Po długiej chwili odezwał się Zabini.
- No dobra, chcąc,
nie chcąc, musimy się jakoś podzielić. Proponuję, żeby Gryfoni poszli razem, a
my pójdziemy z Leą – powiedział, szczerząc zęby do Puchonki.
-Nie! – krzyknął
niemal natychmiast Harry. – To znaczy, nie jestem pewien, czy to dobry podział.
No bo ten tego… No i ja muszę… No a Ginny i Hermiona… No to nie jest najlepszy
pomysł… - szybko się poprawił, rumieniąc się przy okazji.
-Jasne Potter,
rozumiem – twierdził rozbawiony Zabini – To moi drodzy Gryfoni, macie jakieś
inne propozycje?
-No to może ja pójdę
z Ginny i Leą? – zapytał złoty chłopiec.
-Nie ma mowy!
-W życiu!
Oburzyli się
jednocześnie Draco i Hermiona.
- No to może Potter
ze Smokiem i z Leą? – zaproponował po raz kolejny Blaise.
- Chyba może być –
powiedziała blondynka z zapytaniem w oczach.
- Eh… - westchnęła
Ginny. – Niech będzie.
- Oh, spokojnie za
mną będzie superowo! – oznajmił ciemnoskóry Ślizgon, udając, że cieszy się jak
dziecko.
- Ruszajmy w takim
razie - odrzekł nauczyciel. – Pamiętajcie, żeby trzymać różdżki w gotowości.
Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać, wchodząc do tego lasu – na
chwilę przerwał, przyglądając się temu, jak jeden z chłopaków wyjmuje coś z
plecaka. - Chociaż widzę, że wam dziewczyny, chyba nic nie będzie groziło –
zaśmiał się, widząc, powiewającą pelerynę oraz wciskającego się w rajstopy
Zabiniego.
- Już. Prawie…
Gotowe! – powiedział dumny z siebie.
Dziewczyny nie
wytrzymały i zaczęły się śmiać.
-O nie – jęknął. -
Nie taka miała być ich reakcja. Miały paść z wrażenia!
- Widzisz Diable,
tak niestety też bywa – powiedział Draco i poklepał przyjaciela po plecach.
Wchodząc do lasu wszyscy umilkli.
Tam wszystko żyło
swoim życiem. Nikt już nie miał ochoty na żarty. Otaczała ich aura
tajemniczości, mocy i czegoś jeszcze. Czegoś znacznie mroczniejszego. Aż
Hermionę przeszły ciarki.
- Słuchajcie, teraz
musimy się rozdzielić. Ja pójdę poszukać innych nauczycieli – odezwał się Adam.
– Do zobaczenia w Hogwarcie! Ah i
pamiętajcie. Maksymalnie możecie tu być do zachodu słońca. Potem do życia budzą
się istoty, których nie chcielibyście spotkać – optymistycznie pożegnał się z uczniami i
ruszył przed siebie. Chwilę potem zniknął w ciemności. Ta ciemność była jedną z rzeczy, która
potwornie przerażała uczniów.
- Okej. To co,
idziemy? – zapytała niepewnym głosem Lea.
- Chodźmy. Im
szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy – stwierdził Draco i rozeszli się w
swoich kierunkach.
***
Podczas wakacji
Hermiona często spacerowała w parku po zmroku. Bała się. Nieraz zastanawiała
się, czego tak naprawdę wtedy się obawia? Ciemności? Nie. Przecież siedząc w
pokoju bez światła niczego się nie lęka. Odpowiedź szybko przyszła jej na myśl.
Strach pojawiał się przed tym, co kryła w sobie ciemność. Coś, czego nie można
zobaczyć. Coś, czego nie znamy. Tak było i tym razem. Idąc głębiej w las, coraz bardziej bała się
tego, co może zaraz ujrzeć.
- Nie wierzę.
Granger ma stracha – wyszczerzył się, nie kto inny jak Blaise.
- Oh spadaj. Nie
wiem, jak taka mała dziewczynka mogła tu wejść.
- Ja też nie, lepiej
ją znajdźmy. Biedna musi się straszliwie bać – powiedziała z troską Ginny.
Szli ponad godzinę,
słuchając dźwięków lasu. Blaise od czasu do czasu starał się rozśmieszyć
dziewczyny. Gryfonki polubiły go. Wcześniej Hermiona nie zwracała na niego
uwagi. Miała dość Lavender i innych dziewczyn, które jak nie zachwycały się
nim, to Malfoy’em. Po części właśnie przez ciągłe słuchanie o nich, miała dość
tych Ślizgonów. Jednak teraz okazuje się, że Blaise wcale nie jest taki zły. Mimo
że często zgrywał z siebie głupka, cechowała go niemała inteligencja.
Robiło się coraz ciemniej.
Hermiona miała wrażenie, jakby coś ją obserwowało. TRZASK. Odwróciła się.
- Słyszeliście to? –
zapytała zdenerwowana.
Odpowiedziała jej
cisza. Spanikowana odwróciła się, nie widząc swoich towarzyszy.
„O nie, o nie, o
nie, o nie, o nie… Kiedy ja mogłam ich zgubić?!” nerwowo myślała.
„Po pierwsze muszę
się uspokoić, bo tak niczego nie zdziałam. Wdech… Wydech… Okej. Teraz skąd ja
przyszłam?” Obróciła się w prawo, lewo, prawo, lewo. Całkiem się pogubiła.
Nagle w ciemności zauważyła dwa jasne punkty. Udała się w tamtym kierunku,
myśląc, że to Ginny i Blaise. Nagle światło przybrało czerwony odcień.
Podchodząc bliżej zorientowała się, że to wcale nie byli jej towarzysze. To
para wielkich oczu. Krzyknęła i zaczęła uciekać, widząc coraz więcej krwistych
punktów.
-Lumos! –
wyczarowała sobie światło, kierując je na co raz to nowe pojawiające się
stworzenia. Miała wrażenie, że jest otoczona. Oczy zdawały się przybliżać.
Hermiona już je gdzieś widziała. Niestety, nie było tego w żadnej książce. Nie
miała pojęcia, jak się przed tym bronić. Wokół niej panowała absolutna cisza.
Drzewa nie wyglądały przyjaźnie. Wszystkie przyglądały się dziewczynie. Czuła,
jak staje się bezsilna. Nie wiedziała, co zrobić. Nagle do jej uszu dotarł
dziewczęcy pisk. Rzuciła się w tamtym kierunku, świecąc różdżką przed siebie.
Potwory jakby bojąc się światła wycofywały się…
***
- Nikt nie miał nic
przeciwko twojemu powrotowi Malfoy? – zapytał Harry, chcąc jakoś nawiązać
rozmowę, która odwróciłaby uwagę od dziwnych dźwięków.
- Jak widać, Potter
– odburknął Ślizgon.
Nie miał ochoty
spędzić całego dnia na miłej rozmowie z Gryfonem. Był mu wdzięczny za to, że
pomógł mu odzyskać wolność i więcej się z nim nie sprzeczał. Zakopali wojenny
topór, ale Draco nie chciał nagle zaprzyjaźniać się z Potterem. Nie potrzebował
jego współczucia. A po stracie rodziców to było coś, co najczęściej otrzymywał
od ludzi. Po wojnie wszyscy zaczęli go postrzegać inaczej. Tłumaczyli jego
zachowanie złym wychowaniem przez ojca. Częściowo mieli rację. To Lucjusz wpoił
mu złe wzorce, nauczył go skrywać emocje czy czuć się lepszym od innych. Kiedy
jego ojciec został zamknięty w Azkabanie, a Narcyza zmarła, młody Malfoy
postanowił, że już nikt nie będzie nim kierował. Chciał być odpowiedzialny za
swoje życie. Nie czuł już odrazy do czarodziei urodzonych w mugolskich
rodzinach. Teraz jest bardziej „wyluzowany”, w czym niewątpliwe pomógł mu
Blaise. Nawet zaczął pomagać innym za jego namową, aby „przełamać swój egoizm”.
Oczywiście Draco zadbał o to, żeby nikt się nie dowiedział, kto wsparł
finansowo odbudowę Hogwartu.
- Rozchmurz się, Draco. Trochę czasu tu
spędzimy, a ja wolę nie myśleć o tym, co możemy
tu spotkać… - zwróciła się do chłopaka Lea.
Malfoy spojrzał na
nią bykiem, ale nawiązał rozmowę.
- Jak trafiłaś do
Hogwartu? Jakoś nie mogę cię skojarzyć z wcześniejszych lat?
- Przeprowadziłam
się do Londynu w wakacje. Moi rodzice byli aurorami we Francji, a kiedy
dowiedzieli się, co się działo tutaj, natychmiast wyruszyli, by walczyć z
Voldemortem. Zostałam sama na kilka miesięcy, żeby dokończyć ósmy rok w Beauxbatons.
Rodzice tymczasem pokochali Londyn i postanowili zamieszkać tu na stałe, więc
zaraz po zakończeniu wojny przeprowadziłam się. Potem udało mi się zapisać do
Hogwartu i oto jestem – uśmiechnęła się do blondyna.
- Ja zawsze
uważałem, że Francja jest ładniejsza, spokojniejsza. Prawdę mówiąc, dziwię się
twoim rodzicom, że zdecydowali się zamieszkać tutaj, gdy mieli pod nosem
Lazurowe Wybrzeże.
-Byłeś we Francji? –
zdziwiła się Puchonka.
-Moi dziadkowie
stamtąd pochodzą, więc znam Francję całkiem nieźle– uśmiechnął się pod nosem.
Harry poczuł dziwny
ucisk w brzuchu, widząc jak ta dwójka się dogaduje. Skręcało go jeszcze
bardziej na widok uśmiechów rzucanych przez dziewczynę w stronę Śmierciożercy.
Gryfon już miał przerywać tę miłą pogawędkę, ale uprzedził go niespodziewany
pisk. Nie zdążył nawet zareagować, gdy Malfoy rzucił się do biegu.
***
„Cholera” pomyślał
blondyn pędząc cały czas w ciemności. Po usłyszeniu krzyku bez namysłu pobiegł
w tamtym kierunku. Instynkt przejął nad nim kontrolę. Teraz żałował, że nie
poczekał na Pottera czy jego przyjaciółkę. W tej chwili nie miało to większego
znaczenia. Las miał swoje sekrety. Gdy coś chrupnęło mu pod podeszwą, wolał nie
patrzeć w dół. Cały czas gnał przed siebie. Nagle potknął się o coś. Upadł, a
zaraz po tym coś wyłoniło się z ciemności. Malfoy był niemal pewien, że to jego
koniec. Ogarnęła go ogromna ulga, gdy zamiast jakiegoś monstrum, zobaczył
drobną dziewczynkę.
Spojrzenie komuś w
oczy to krótka chwila. Magiczna chwila. Podczas tego momentu możemy dowiedzieć
się wszystkiego o danej osobie. Można by rzecz, że czytamy jej duszę w pewien
sposób. Obce osoby nawiązują pewien kontakt. Nawet jeśli chwilę potem odwracają
głowę. Bliscy mogą przekazać informacje posługując się tylko wzrokiem. Wyrażane
są tak wszystkie emocje. Jednak zazwyczaj ludzie nie patrzą sobie w oczy przez
dłuższy czas. Dlaczego? Bo oczy to zwierciadło duszy. Zbyt łatwo z nich
wyczytać uczucia. Tak też było i tym razem. Draco jeszcze nigdy nie widział
czegoś takiego i wiedział, że nigdy nie zobaczy. Wielkie niebieskie oczy
wpatrywały się w niego z nieukrywaną nadzieją, wdzięcznością, ufnością,
podziwem, zachwytem, strachem i miłością. To było niesamowite. Nigdy nikt tak
na niego spojrzał jak ta dziewczynka. Nawet jego własna matka. Podniósł się z
ziemi i otrzepał spodnie. Blondynka nie opuszczała
wzroku nawet na sekundę.
- No… cześć. Ja chyba ciebie szukam? – zapytał Ślizgon
nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Był zszokowany.
Jego zdziwienie
pogłębiło się jeszcze bardziej, gdy po tych słowach, dziecko rzuciło się i go
przytuliło. Tak po prostu. On nigdy nie pokazywał tak emocji. Nie miał pojęcia,
jak się zachować. Tym bardziej, że kilka chwil później jedenastolatce zaczęły
płynąć łzy po policzkach.
-Ej, no nie płacz –
powiedział blondyn. Brak reakcji. Przykucnął i niezręcznie objął dziewczynkę,
na co ta wybuchła jeszcze większym szlochem. – No już. Cicho mała. Zaraz
zabiorę cię do Hogwartu. Zjesz coś, przebierzesz się. Ale już się uspokój –
powiedział już łagodniejszym tonem.
- No, no Malfoy. Ty
to każdą kobietę potrafisz do płaczu – odezwała się Hermiona, gdy już
otrząsnęła się z pierwszego szoku.
Dziewczynka widząc
Gyfonkę jeszcze bardziej wtuliła się w Draco.
- I zobacz, co
robisz! Chcesz, żeby rozpłakała się jeszcze bardziej?! – oburzył się Ślizgon.
- Jestem przy niej
już dobre pięć minut, a jednak na twój widok wybuchła szlochem…
– Po prostu
ucieszyła się, że w końcu jest z kimś kto rzeczywiście może jej pomóc – warknął
w stronę Hermiony, po czym wstał i wziął małą na ręce. – Naprawdę nie mam ochoty się z tobą użerać,
Granger, a tym bardziej spędzić z tobą całej nocy w tym przytulnym lesie, więc
lepiej ruszajmy.
Dziewczyna nigdy by
się do tego nie przyznała, ale Malfoy miał rację. Nie tylko pierwszoroczna
poczuła się bezpieczniej, gdy pojawił się chłopak, ale i ona sama. Nie chodziło
o to, że w towarzystwie blondyna czuła się bezpieczniej, bo wciąż pamiętała, że
to były Śmierciożerca, ale wiedziała, że nic im nie zrobi. Zresztą dużo łatwiej
wydostać się z lasu we dwójkę.
-No to którędy? –
zapytała.
- Nie mam zielonego
pojęcia, Granger…